Gatto.Rosablog rowerowy

informacje

baton rowerowy bikestats.pl
Statystyki zbiorcze na stronę

Znajomi

wszyscy znajomi(99)
Kalendarz na stronę

wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy Kot.bikestats.pl

linki

BBT (2)

Poniedziałek, 22 sierpnia 2016 Kategoria BBT, do 300, Kocia czytelnia Uczestnicy
Km: 297.80 Km teren: 0.00 Czas: km/h:
Pr. maks.: 0.00 Temperatura: °C HRmax: HRavg
: kcal Podjazdy: m Sprzęt: Kolarzówka Aktywność: Jazda na rowerze
Budzik zadzwonił po 3 godzinach. Trzy godziny snu to potwornie mało, gdy ma się za sobą 714 km bez snu. Czuję się nieprzytomna, ale zwlekam się z łóżka. Ubieramy mokre ciuchy i wychodzimy na orzeźwiający deszczyk. Kiedy docieramy do Opatowa, leje jak z cebra. Michał jest kawałeczek za mną. Ulicami płyną prawdziwe rzeki. Boję się w nie wjeżdżać, dlatego rypię środkiem, mając niestety na plecach powarkujące TIRy. Michał mówi mi potem, że bardzo ładnie ten odcinek przejechałam, nie wjeżdżając w rzeki i nie dając się w nie zepchnąć. Mimo 3 godzin snu, czuję się dość mocno zmulona i już wiem, że bez kawy się nie obejdzie. Na jakimś Orlenie biorę espresso i od razu jest mi trochę lepiej. Lepiej w tym sensie, że odpływa senność. Za to cały czas dokuczają otarcia i ogólne osłabienie, pocieszam się jedynie tym, że do mety już niecałe 300 km.

Na Punkcie Kontrolnym w Majdanie Królewskim jest scena. Wszyscy aktorzy, którzy na niej występują grają leżąc pod kocami i mimo, że wspaniały jest to występ publika nie klaszcze. Ale to tylko dlatego, że zazdrości aktorom i sama by dała miliony, by też dostać takie role. Spotykamy tu Jelonę i Czerkawa, którzy siedzą przy stole. Jelona wygląda świetnie i myślę sobie, że też bym tak chciała. Gadamy chwilę, a potem ona i Czerkaw ruszają. Ze sceny wstaje Starszapani.

Koszmarny przejazd przez Rzeszów jaki zapamiętałam z 2014 r. tym razem nie jest moim udziałem. Jesteśmy tu wcześniej niż byłam ostatnio. Ruch jest, ale nie aż tak wielki jak wtedy. Miasto nie jest zakorkowane. Po przebiciu się na południe, docieramy do PK w Boguchwale. Jestem tak poobcierana, że ledwo chodzę. Dojeżdża Ola i widząc jak chodzę, proponuje mi linomag na otarcia. Waham się, czy wziąć, bo moje otarcie to już jest ranka i nie jestem pewna, czy rankę można smarować. Ostatecznie nie biorę. Wyjazd z Boguchwały robimy z Michałem osobno. On zostaje na punkcie chwilę dłużej. Jest nieprzyjemnie. Są wredne wysepki i zwężenia. A samochodów sporo. Dalej droga jest w dość marnym stanie. Jedzie się po niej w tym dużym ruchu kompletnie beznadziejnie. Dodatkowo martwię się o Michała, bo dość długo go nie ma.

Tuż przed PK w Brzozowie prawie kończę swoją przygodę z BBT definitywnie. Z podporządkowanej wyjeżdża samochód wprost na mnie. Brakują centymetry, by mnie skasował. Na punkcie dochodzę do siebie po tym incydencie. Dziewczyny z obsługi pamiętają mnie z poprzedniej edycji. Dają żurek z jajkami. Muszę mieć niedobory, bo mam ogromny apetyt na jajka i zjadam dodatkowo cały talerz jajek. Gdy kończę na punkt wjeżdża Michał. Biorę jeszcze ciasto, piję kawę. Z punktu ruszam przed Michałem. Zresztą od noclegu nasza wspólna jazda polega głównie na wsparciu duchowym, bo na kole po górkach nie umiem jechać. Czasem też Michał zostaje gdzieś dłużej, albo robi odbicia w bok i odwiedza sklepy, by kupić sobie coś do jedzenia.

W Brzozowie jest podjazd na rynek, który z BBT 2014 zapamiętałam jako najcięższy podjazd maratonu. Następnie jedziemy do Sanoka. Ulice są w fatalnym stanie, dodatkowo trwają roboty drogowe, ruch miejscami jest wahadłowy, tworzą się spore korki. Michał daleko z przodu. Pada i leje. Jadę jakimś obrzydliwym chodnikiem. Jest tu tak strasznie, że płaczę z bezsilności. Co za okropne miejsce!
Przed Leskiem są serpentynki. Jadę nimi powoli. Michał jest gdzieś z tyłu, bo chyba się przebiera, mnie natomiast dogania zawodnik z nr 1 na plecach. Potem jest zjazd. Zatrzymuję się i czekam przed jego rozpoczęciem na Michała i lecimy.

Droga do Ustrzyk Dolnych ciągnie się długo. Nie ma końca. Twarda kaseta daje mi niezły wycisk. Gdy w końcu docieram na punkt, czuję ulgę. Wygląda tu trochę jak w szpitalu. Obszerne, przeszklone wnętrze, jasne płytki. W istocie traktuję ten punkt jako punkt reanimacyjny. Piję sok z buraków i proszę o prochy przeciwbólowe. Zapijam to mocną kawą. Z punktu ruszam pierwsza na ostatni odcinek 43 km do mety. Próbuję wsiąść na rower. Dopasować do siodła otarcie na tyłku oraz dopasować stopę z bolącą kostką do pedała. Próbuję tak z 5 razy i za każdym razem spadam z roweru. Ludzie idą chodnikiem, jest wczesny wieczór. Pokazują mnie sobie palcami i mówią: patrz, ona już nie może nawet wsiąść na rower.



Cały czas pada. Nie jest to ulewa, lecz gęsta mżawka. Michał dogania mnie gdy kończę podjazd pod Żłobek. Jedzie się fatalnie, prawie nic nie widzę. W dodatku czuję, że nie mam już siły jechać. Wpadam na pomysł, że może zacznę iść, ale gdy zatrzymuję się i przyjmuję postawę pionową, kręci mi się okropnie w głowie. Nie mam więc wyjścia – nawet pchać nie mogę. Niestety muszę jechać. To właśnie teraz płaczę na tym maratonie po raz drugi. Michał jest gdzieś z przodu, ja natomiast stoję trzymając się kurczowo roweru, aby się nie przewrócić. Potem biorę tabletkę glukozy, którą w Żyrardowie dała mi Agnieszka. I wstępują we mnie nowe siły.

Na metę wlatujemy o 22.30 z czasem 59 godzin i 50 minut. W mojej głowie jest świadomość, że z pewnością dostanę karę czasową, albo nawet dyskwalifikację i jestem z tym w pełni pogodzona.

Trasa:



Zdjęcia

komentarze
Ty ,ja czyli osoby które maja trochę sportowego zacięcia wpadamy w pułapkę.Chcemy pokręcić ,dokręcić,coś tam więcej osiągnąć.To bardzo niebezpieczna pułapka.W życiu ważne ,żeby robić to co sprawia największa przyjemność.Sporo tras przed Tobą,towarzystwo masz doborowe.Rób to co lubisz najbardziej i ciesz się tym.W ramach inspiracji polecam film "Królowa pustyni"
Gratulacje.
GoralNizinny
- 20:55 sobota, 3 września 2016 | linkuj
gratulacje !!!
dodoelk
- 13:59 wtorek, 30 sierpnia 2016 | linkuj
Cieszę się że dojechałaś - mimo tych przeciwności - gratuluję. Nie każdy jest tak silny :)
Katana1978
- 17:08 poniedziałek, 29 sierpnia 2016 | linkuj
Epicka jazda, epicka relacja. Podziwiam i gratuluję :-)
MARECKY
- 16:39 poniedziałek, 29 sierpnia 2016 | linkuj
Taa, po reakcji Michała było widać, że musi być już słabo. Zresztą witałem się z Tobą na stacji, ale byłaś jakaś nieobecna. Tym większe gratulacje, że przejechałaś maraton.

Sanok zapamiętałem podobnie: ten cholerny, obrzydliwy chodnik, na którym o mało nie połamałem roweru, wszystko mnie bolało: dłonie, obojczyk, kręgosłup i tyłek, który nagle zapomniał, że siedzi na miękkim żelowym siodle z crossa.
elizium
- 22:47 niedziela, 28 sierpnia 2016 | linkuj
Eli - ja za Iłżą słyszałam jak mówisz do mnie cześć, ale zupełnie Cię nie rozpoznałam, tak byłam senna. Nie pamiętam nawet, czy odpowiedziałam. Potem Michał mi powiedział, że to byłeś Ty :)

Bitels, Basik, michuss - dziękuję.
Kot
- 08:49 niedziela, 28 sierpnia 2016 | linkuj
Ciężko napisać coś więcej niż przedmówcy. Może tylko to, że fajnie było poznać się w realu. Gratuluję i pozdrawiam! :)
michuss
- 20:23 sobota, 27 sierpnia 2016 | linkuj
Podziwiam Cię Marzenko za wytrwałość i determinację! Zuch Dziewczyna!!! Gratuluję wyniku :)
Basik
- 20:04 sobota, 27 sierpnia 2016 | linkuj
Dziękujemy za dwa dni wyjęte z życia :) Aż łydy bolały :)
Gratulacje, a dla Michała szacunek.
Bitels
- 18:26 sobota, 27 sierpnia 2016 | linkuj
Świetnie napisane, choć zdaje się, że faktycznie było bardziej dramatycznie. W każdym razie, jak mijaliśmy Was za Iłżą, to miałem wrażenie, że jedziesz, jak we śnie. Szacun dla Michała. To był ciężki BBT.
elizium
- 17:36 sobota, 27 sierpnia 2016 | linkuj
Komentować mogą tylko znajomi. Zaloguj się · Zarejestruj się!

kategorie bloga

Moje rowery

Hardtail 78409 km
Przełajówka 51579 km
Terenówka 26133 km
Kolarzówka 51959 km

szukaj

archiwum