Przez chwilę byłam księżniczką
Sobota, 16 lipca 2016 Kategoria do 300, Kocia czytelnia, Kot w wielkim mieście
Uczestnicy
Km: | 258.00 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 11:49 | km/h: | 21.83 |
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | °C | HRmax: | HRavg | ||
: | kcal | Podjazdy: | 844m | Sprzęt: Przełajówka | Aktywność: Jazda na rowerze |
Moja przełajówka ma rozwalone stery. W piątek późnym popołudniem odbyła się jej reanimacja. Dużo trzeba było włożyć pracy w to, aby rower choć przez jakiś czas mógł jeszcze działać przed załatwieniem nowych sterów. Do domu wróciłam późno. Zmęczona i sfrustrowana. Na szybko dopracowałam trasę, dokończyłam pakowanie i pokolorowałam pazurki.
Rano budzik zadzwonił o 4:00. W ramach śniadania zjadłam coś co można nazwać... obiado-podwieczorkiem. A był to makaron z sosem grzybowym, posypany serem i skropiony obficie olejem lnianym, poprawiony niezwłocznie jogurtem truskawkowym z płatkami czekoladowymi. Zajadając jogurt zastanawiałam się nawet, czy to na pewno bezpieczne połączenie ;). Gdzieś między podgrzybkiem a czekoladowym płatkiem wpadła mi w łapki gazeta i ani się nie spostrzegłam, jak wybiła 5:00.
Gazeta na bok. Ruchy trzeba zagęścić! W końcu jadę dziś do Łodzi, odwiedzić Bitelsa i Anuszkę!
Ruszam i od razu czuję, że jedzie mi się świetnie. W zasadzie zupełnie mi nie przeszkadza dość mocno zapakowany rower, na którym wiozę sprzęt biwakowy, żarcie i trochę ciuchów oraz kosmetyki. Może to dlatego, że o tak wczesnej porze nie ma wiatru, a temperatura do jazdy jest bardzo przyjemna. A może tak wspaniale podziałało "śniadanie"? ;)
Po drodze mam w planach niedługie wiercenie się po ryneczkach mijanych miast. Na pierwszy ogień idzie Środa Wlkp. Byłam tu już, ale rynek jest ładny, więc z ochotą odwiedzam. W Winnej Górze zatrzymuję się jedynie na chwilę potrzebną do zrobienia przez pręty ogrodzenia fotki ładnego dworku. Równie krótko bawię w Miłosławiu. Ryneczek uznaję za kompletnie nieciekawy, ładny jest tu jednak stary kościół oraz pałac z parkiem. Na wjeździe do Pyzdr odwiedzam Orlen. Biorę dużą kawę z czekoladą, a potem jadę do centrum. Trwa tu akurat montowanie sceny. Niczego godnego dłuższego zatrzymania tu nie znajduję, robię więc kółeczko i wracam na trasę.
Duże wrażenie robi za to na mnie rynek w Kaliszu. Ładne są też stare kamieniczki na dojeździe do rynku. Niestety cały urok psują samochody, których stoi tu pełno. Pod ratuszem siadam na jednej z ławek i zajadam drożdżówkę. Tak, tu zdecydowanie warto pobyć nieco dłużej. Wyjazd z Kalisza zaplanowałam dość dokładnie, chcąc za wszelką cenę uniknąć przejazdu krajową drogą nr 12. W taki to sposób trafiam do Pietrzykowa. Wpadam tu na stację po herbatę. Popijam, gdy zaczepia mnie obleśny dziadzio. Raczy mnie dość obrzydliwymi tekstami o wpływie roweru na kobiety. Aby się od niego uwolnić, biorę klucz do toalety i znikam mu z pola widzenia. Gdy wracam, na szczęście już go nie ma. Jest za to... pomysł w mojej głowie na dobicie targu z obsługą stacji :)). Oto brelokiem do kluczy od toalety jest ultralightowy otwieracz do piwa. Identyczny jak mój (niestety wyrobiony i prawie nie działający), który niegdyś wygrałam na zawodach sportowych. Proponuję im więc "złoty" interes :)). Mój brelok zupełnie im się nie podoba, ale to nic nie szkodzi - i tak dają mi swój! :)
Zwiedzam jeszcze potem Koźminek i Wartę, robię postój na kanapkę w Szadku i lecę bez zbędnego obijania się do Kwiatkowic, gdzie czeka już na mnie Bitels. Im jestem bliżej, tym mocniej czuję radość z nadchodzącego spotkania. Mimo przeszkadzającego na tym odcinku wiatru jedzie się fajnie. W Kwiatkowicach witamy się wreszcie, chwilę gadamy i ruszamy w drogę do Łodzi. W Konstantynowie Łódzkim łapie nas deszczyk. Przeczekujemy go na przystanku autobusowym, a potem lecimy na obiadek do Manufaktury. Rowery zostawiamy na specjalnym strzeżonym parkingu i dzięki temu możemy pochodzić po tym ogromnym kompleksie handlowym z zupełnym spokojem. Najedzeni jedziemy do głównej atrakcji, czyli słynnego pałacu Schweikerta oraz pięknego przypałacowego parku. Paweł oprowadza mnie. Zarówno park jak i pałac prezentują się wprost wspaniale, do szczęścia brakuje tylko kosa - Wiktora. No ale to już wieczór i zapewne śpi gdzieś w koronach drzew.
Oczywiście wizyta w Łodzi nie jest pełna bez przejazdu reprezentacyjną ulicą Piotrkowską. Jedziemy zatem i robimy fotki. Jest coś koło 21:00, gdy docieramy do Kauflandu, gdzie pracuje Anuszka. W końcówce dnia udaje jej się znaleźć chwilę wolnego czasu na nasze spotkanie. Chętnie by się pogadało dłużej, ale niestety sklep już powoli zamykają i musimy wychodzić.
Dzień kończymy w pałacu. Bitels był tak miły, że załatwił mi nocleg w jednej z komnat :). Tak oto na jedną noc i jeden poranek mogę się poczuć jak prawdziwa księżniczka :).
Zaliczone gminy: Gizałki, Chocz, Opatówek, Koźminek, Goszczanów, Szadek, Wodzierady, Lutomiersk, Konstantynów Łódzki (9 gmin).
Mapa:
Zdjęcia
Relacja Bitelsa
ciąg dalszy
Rano budzik zadzwonił o 4:00. W ramach śniadania zjadłam coś co można nazwać... obiado-podwieczorkiem. A był to makaron z sosem grzybowym, posypany serem i skropiony obficie olejem lnianym, poprawiony niezwłocznie jogurtem truskawkowym z płatkami czekoladowymi. Zajadając jogurt zastanawiałam się nawet, czy to na pewno bezpieczne połączenie ;). Gdzieś między podgrzybkiem a czekoladowym płatkiem wpadła mi w łapki gazeta i ani się nie spostrzegłam, jak wybiła 5:00.
Gazeta na bok. Ruchy trzeba zagęścić! W końcu jadę dziś do Łodzi, odwiedzić Bitelsa i Anuszkę!
Ruszam i od razu czuję, że jedzie mi się świetnie. W zasadzie zupełnie mi nie przeszkadza dość mocno zapakowany rower, na którym wiozę sprzęt biwakowy, żarcie i trochę ciuchów oraz kosmetyki. Może to dlatego, że o tak wczesnej porze nie ma wiatru, a temperatura do jazdy jest bardzo przyjemna. A może tak wspaniale podziałało "śniadanie"? ;)
Po drodze mam w planach niedługie wiercenie się po ryneczkach mijanych miast. Na pierwszy ogień idzie Środa Wlkp. Byłam tu już, ale rynek jest ładny, więc z ochotą odwiedzam. W Winnej Górze zatrzymuję się jedynie na chwilę potrzebną do zrobienia przez pręty ogrodzenia fotki ładnego dworku. Równie krótko bawię w Miłosławiu. Ryneczek uznaję za kompletnie nieciekawy, ładny jest tu jednak stary kościół oraz pałac z parkiem. Na wjeździe do Pyzdr odwiedzam Orlen. Biorę dużą kawę z czekoladą, a potem jadę do centrum. Trwa tu akurat montowanie sceny. Niczego godnego dłuższego zatrzymania tu nie znajduję, robię więc kółeczko i wracam na trasę.
Duże wrażenie robi za to na mnie rynek w Kaliszu. Ładne są też stare kamieniczki na dojeździe do rynku. Niestety cały urok psują samochody, których stoi tu pełno. Pod ratuszem siadam na jednej z ławek i zajadam drożdżówkę. Tak, tu zdecydowanie warto pobyć nieco dłużej. Wyjazd z Kalisza zaplanowałam dość dokładnie, chcąc za wszelką cenę uniknąć przejazdu krajową drogą nr 12. W taki to sposób trafiam do Pietrzykowa. Wpadam tu na stację po herbatę. Popijam, gdy zaczepia mnie obleśny dziadzio. Raczy mnie dość obrzydliwymi tekstami o wpływie roweru na kobiety. Aby się od niego uwolnić, biorę klucz do toalety i znikam mu z pola widzenia. Gdy wracam, na szczęście już go nie ma. Jest za to... pomysł w mojej głowie na dobicie targu z obsługą stacji :)). Oto brelokiem do kluczy od toalety jest ultralightowy otwieracz do piwa. Identyczny jak mój (niestety wyrobiony i prawie nie działający), który niegdyś wygrałam na zawodach sportowych. Proponuję im więc "złoty" interes :)). Mój brelok zupełnie im się nie podoba, ale to nic nie szkodzi - i tak dają mi swój! :)
Zwiedzam jeszcze potem Koźminek i Wartę, robię postój na kanapkę w Szadku i lecę bez zbędnego obijania się do Kwiatkowic, gdzie czeka już na mnie Bitels. Im jestem bliżej, tym mocniej czuję radość z nadchodzącego spotkania. Mimo przeszkadzającego na tym odcinku wiatru jedzie się fajnie. W Kwiatkowicach witamy się wreszcie, chwilę gadamy i ruszamy w drogę do Łodzi. W Konstantynowie Łódzkim łapie nas deszczyk. Przeczekujemy go na przystanku autobusowym, a potem lecimy na obiadek do Manufaktury. Rowery zostawiamy na specjalnym strzeżonym parkingu i dzięki temu możemy pochodzić po tym ogromnym kompleksie handlowym z zupełnym spokojem. Najedzeni jedziemy do głównej atrakcji, czyli słynnego pałacu Schweikerta oraz pięknego przypałacowego parku. Paweł oprowadza mnie. Zarówno park jak i pałac prezentują się wprost wspaniale, do szczęścia brakuje tylko kosa - Wiktora. No ale to już wieczór i zapewne śpi gdzieś w koronach drzew.
Oczywiście wizyta w Łodzi nie jest pełna bez przejazdu reprezentacyjną ulicą Piotrkowską. Jedziemy zatem i robimy fotki. Jest coś koło 21:00, gdy docieramy do Kauflandu, gdzie pracuje Anuszka. W końcówce dnia udaje jej się znaleźć chwilę wolnego czasu na nasze spotkanie. Chętnie by się pogadało dłużej, ale niestety sklep już powoli zamykają i musimy wychodzić.
Dzień kończymy w pałacu. Bitels był tak miły, że załatwił mi nocleg w jednej z komnat :). Tak oto na jedną noc i jeden poranek mogę się poczuć jak prawdziwa księżniczka :).
Zaliczone gminy: Gizałki, Chocz, Opatówek, Koźminek, Goszczanów, Szadek, Wodzierady, Lutomiersk, Konstantynów Łódzki (9 gmin).
Mapa:
Zdjęcia
Relacja Bitelsa
ciąg dalszy
komentarze
Adam, to była wyjątkowa sytuacja. Oczywiście można wynająć pokój hotelowy w pałacu, ale to niestety kosztuje.
Bitels - 15:45 poniedziałek, 18 lipca 2016 | linkuj
SUper;) Czyli odwiedziny w Łodzi to nocleg w Pałacu? Bitels kusisz!!!
Ksiegowy - 08:36 poniedziałek, 18 lipca 2016 | linkuj
Komentować mogą tylko zalogowani. Zaloguj się · Zarejestruj się!