Toruń - Iława (1)
Sobota, 7 maja 2016 Kategoria do 250, Kocia czytelnia
Km: | 212.67 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 10:17 | km/h: | 20.68 |
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | °C | HRmax: | HRavg | ||
: | kcal | Podjazdy: | 976m | Sprzęt: Przełajówka | Aktywność: Jazda na rowerze |
Sobotni poranek jest skąpany w słońcu. Peron złoci się w jego promieniach. Pociąg, do którego wsiadam ma wagon dla podróżnych z większym bagażem. Jest on prawie pusty - leżą dwa rowery. W miejscach styku z podłogą mają podłożone chusteczki. Faceci od tych rowerów na moje wejście do przedziału reagują niemal histerią. One muszą leżeć. Nie mogą stać, bo natychmiast się przewrócą. A przecież miało być jak w reklamie, miały być wygodne wieszaki. A nie ma nic. Chwilę czekam, czy czasem nie wybuchną płaczem. Ale nie.
Pytam więc z nieskrywaną ironią: to panowie wierzycie w reklamy?
Litościwie pozwalają położyć mi rower niedaleko swoich. Nie ma mowy by mógł stać, bo przecież zaraz spadnie na ich rowery. Od razu też pytają czy jadę na wyścig. No ludzie! Mam sakwy, czy ja wyglądam, jakbym jechała się ścigać? Zostawiam rower i czym prędzej uciekam do innego przedziału.
Toruń i Iława to dwa miasta, które bardzo lubię. "Często tam bywasz" - powiedziała ostatnio mi mama. Wizytę w Toruniu zaczynam od kawy oraz kupienia toruńskich pierniczków.
Ponoć każdy na swój sposób jest szalony. Moje szaleństwo w ten weekend przejawia się tym, że z premedytacją jadę pod wiatr lub z wiatrem bocznym. A wieje nielicho. Czasem lekko zmienia mi tor jazdy. Czasem jestem jak ptak wiszący na niebie - znacie pewnie ten widok. Nieruchomo. Wiatr trzyma w punkcie. Początek trasy jest potwornie nudny. W DK 10 nie znajduję niczego ciekawego. Fajnie, że jest pobocze. Wiatr świszcze po uszach, łańcuch wesoło skrzypi (ostatnio z dworca, na powrocie z czeskiej majówki, wracałam w ulewie i zapomniałam nasmarować). Gdy docieram do Lipna, rozglądam się za sklepem rowerowym. Znajduję. Mają mydło, powidło, lodówki i rowery też. Przybieram najbardziej gapowatą wersję siebie i wpadam do środka, by wydębić nieco smaru. Tłumaczę, że to skrzypienie doprowadza mnie do obłędu, że muszę przez to cały czas jechać z muzyką na uszach, że ogłuchnę z tego powodu. Po chwili łańcuch dostaje zasłużoną porcję smaru.
Pytam więc z nieskrywaną ironią: to panowie wierzycie w reklamy?
Litościwie pozwalają położyć mi rower niedaleko swoich. Nie ma mowy by mógł stać, bo przecież zaraz spadnie na ich rowery. Od razu też pytają czy jadę na wyścig. No ludzie! Mam sakwy, czy ja wyglądam, jakbym jechała się ścigać? Zostawiam rower i czym prędzej uciekam do innego przedziału.
Toruń i Iława to dwa miasta, które bardzo lubię. "Często tam bywasz" - powiedziała ostatnio mi mama. Wizytę w Toruniu zaczynam od kawy oraz kupienia toruńskich pierniczków.
Ponoć każdy na swój sposób jest szalony. Moje szaleństwo w ten weekend przejawia się tym, że z premedytacją jadę pod wiatr lub z wiatrem bocznym. A wieje nielicho. Czasem lekko zmienia mi tor jazdy. Czasem jestem jak ptak wiszący na niebie - znacie pewnie ten widok. Nieruchomo. Wiatr trzyma w punkcie. Początek trasy jest potwornie nudny. W DK 10 nie znajduję niczego ciekawego. Fajnie, że jest pobocze. Wiatr świszcze po uszach, łańcuch wesoło skrzypi (ostatnio z dworca, na powrocie z czeskiej majówki, wracałam w ulewie i zapomniałam nasmarować). Gdy docieram do Lipna, rozglądam się za sklepem rowerowym. Znajduję. Mają mydło, powidło, lodówki i rowery też. Przybieram najbardziej gapowatą wersję siebie i wpadam do środka, by wydębić nieco smaru. Tłumaczę, że to skrzypienie doprowadza mnie do obłędu, że muszę przez to cały czas jechać z muzyką na uszach, że ogłuchnę z tego powodu. Po chwili łańcuch dostaje zasłużoną porcję smaru.
Za Lipnem nadal jest nudno jak...
Niczego ciekawego w DK 68 nie ma. Pobocza brak. Są głębokie koleiny. Na szczęście ruchu wielkiego nie uświadczam. Kilka odbić gminnych i powrót do Lipna. Potem znowu nuuuuudna DK 10. Jedynym przerywnikiem jest Skępe. Ładne sanktuarium i Orlen. Biorę zapiekankę z pomidorem i prawie łamię sobie zęby na... pomidorze. W życiu tak twardego pomidora nie jadłam. Pomemłałam, pomemłałam i stwierdziłam, że to jednak niejadalne.
W Gójsku zjeżdżam z DK10 i szybko robi się ciekawiej. Przy drodze jest wręcz kolorowo: wstążeczki, tasiemki, flagi. Oj, chyba jakieś święto! Podjeżdżam pod sanktuarium MB Bolesnej w Oborach. Chwilę się tu kręcę, chodzę, focę. A trasa dalej to ciągle góra-dół. Krajobraz urozmaicony, ładnie tu! Do Rypina docieram krótko przed zachodem słońca. Mijam ładny park i lecę dalej. Namiot rozbijam przed Zasadami na skraju pola i lasu. Jest już porządna szarówka. Stawiam go pod brzozą, z 5 metrów dalej z ziemi wystaje spory pniak...
Niczego ciekawego w DK 68 nie ma. Pobocza brak. Są głębokie koleiny. Na szczęście ruchu wielkiego nie uświadczam. Kilka odbić gminnych i powrót do Lipna. Potem znowu nuuuuudna DK 10. Jedynym przerywnikiem jest Skępe. Ładne sanktuarium i Orlen. Biorę zapiekankę z pomidorem i prawie łamię sobie zęby na... pomidorze. W życiu tak twardego pomidora nie jadłam. Pomemłałam, pomemłałam i stwierdziłam, że to jednak niejadalne.
W Gójsku zjeżdżam z DK10 i szybko robi się ciekawiej. Przy drodze jest wręcz kolorowo: wstążeczki, tasiemki, flagi. Oj, chyba jakieś święto! Podjeżdżam pod sanktuarium MB Bolesnej w Oborach. Chwilę się tu kręcę, chodzę, focę. A trasa dalej to ciągle góra-dół. Krajobraz urozmaicony, ładnie tu! Do Rypina docieram krótko przed zachodem słońca. Mijam ładny park i lecę dalej. Namiot rozbijam przed Zasadami na skraju pola i lasu. Jest już porządna szarówka. Stawiam go pod brzozą, z 5 metrów dalej z ziemi wystaje spory pniak...
Trasa:
Zaliczone gminy: Czernikowo, Kikół, Lipno (teren wiejski), Lipno (miasto), Bobrowniki, Wielgie, Skępe, Szczutowo, Skrwilno, Rogowo (powiat rypiński), Chrostkowo, Zbójno, Bzurze, Rypin (teren wiejski), Rypin (miasto). (15 gmin).
Zdjęcia
Ciąg dalszy
komentarze
Muszę przyznać, że moja Hanka na razie też żadnej ryski "nie zaliczyła" i mam sporego pierdolca na tym punkcie ;) Ale, żeby chustki pod leżące rowery kłaść. Aż tak to chyba nie... :)
michuss - 10:08 wtorek, 10 maja 2016 | linkuj
Część akapitów to po prostu opis wyjazdu, ale do pierwszych dwóch wracałem kilkanaście razy, czytając w kółko i w kółko.
To oni jechali na wyścig? Tak o? Bez zabezpieczenia rowerów folią? Przecież się UBŁOCĄ albo nawet ZARYSUJĄ... Hipek - 07:12 wtorek, 10 maja 2016 | linkuj
To oni jechali na wyścig? Tak o? Bez zabezpieczenia rowerów folią? Przecież się UBŁOCĄ albo nawet ZARYSUJĄ... Hipek - 07:12 wtorek, 10 maja 2016 | linkuj
Komentować mogą tylko znajomi. Zaloguj się · Zarejestruj się!