Gatto.Rosablog rowerowy

informacje

baton rowerowy bikestats.pl
Statystyki zbiorcze na stronę

Znajomi

wszyscy znajomi(99)
Kalendarz na stronę

wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy Kot.bikestats.pl

linki

Praca + Wyprawka (1)

Piątek, 11 września 2015 Kategoria do 100, Kocia czytelnia Uczestnicy
Km: 89.43 Km teren: 0.00 Czas: km/h:
Pr. maks.: 0.00 Temperatura: °C HRmax: HRavg
: kcal Podjazdy: 249m Sprzęt: Hardtail Aktywność: Jazda na rowerze
Idzie jesień, pora na testowanie nowości! Doskonałym pomysłem jest wspólne testowanie i specjalnie w tym celu zorganizowany wyjazd weekendowy.

Trójbój siłowy
Bilet kolejowy mam kupiony na dojazd do Leszna, ale Magda proponuje, abym wysiadła wcześniej w Kościanie, wtedy na miejsce pierwszego noclegu pojedziemy razem. Ochoczo się zgadzam. W dodatku mam mnóstwo szczęścia, bo w wagonie siedzi ze mną młody chłopak, który trenuje trójbój siłowy. Mój ciężki, stary rower MTB obwieszony sakwami (rower 15 kg + sakwy z pewnością więcej niż te 5 kg) potrafi unieść jedną ręką i stwierdza, że nie waży to prawie nic! Skoro tak, to pozwalam mu wynieść to „pióreczko” z pociągu, po wysokich schodkach na peron ;). Chwilę czekam na Magdę i w tym czasie się uczę. Klikam w GPSie i udaje mi się dojść do tego, co należy zrobić, aby wytyczyć trasę w urządzeniu bez podpinania go do kompa. Idzie dość topornie i nie wystarcza czasu, by wyklikać całą trasę. Trudno – zrobiłam chociaż fragment i zdobyłam nową (jakże cenną!) umiejętność. Macham do Magdy wielką papierową mapą i po chwili, już razem, raźno mkniemy przed siebie.

Katastrofalna matematyka
Pogoda jest średnia. Ponuro i chyba będzie padać. Załatwiamy po drodze zakupy, jedziemy i... no tak, pada. Trzeba się ubrać. Chronię się przed deszczykiem bardzo skutecznie: kurtka, osłonka na kask i nawet worki na stopy. Trochę to trwa. Akurat tyle, by przestało padać. W Brennie robimy zakupy na nocleg i jedziemy na punkt wypoczynkowy „Czas w las”. Na mapkach nie udało mi się go dokładnie zlokalizować. Wytyczyłam trasę „mniej więcej” – mając nadzieję, że to „mniej więcej” wystarczy. Robi się ciemno, wjeżdżamy w teren. Jadę w butach zatrzaskowych. Zatrzaski + teren + ciemność + ja = katastrofa!

Bez pudła
Jadę pomału, bo słabo widzę. Magda spisuje się na medal w roli mojego pilota: „gałąź, górka, dołek, kilka dołków, dziura, kamień”. Dzięki temu jakoś to idzie. Niestety moje „mniej więcej” jest niewystarczające. Trzeba wbić współrzędne punktu biwakowego, bo bez tego raczej nie trafimy. Stoimy gdzieś na granicy pola i lasu. Ciemno kompletnie. Po raz pierwszy w życiu wbijam współrzędne punktu, do którego GPS ma wytyczyć trasę. Udaje mi się to od razu. Radość – bo to oznacza, że trafimy bez pudła… Prawda, że trafimy?

Nic!
Jedziemy jak po nitce i docieramy gdzieś nad jezioro, w głęboki las, w zarośla. Są tu jeżyny i jest to w zasadzie koniec drogi. A więc tak to ma wyglądać? Co za lipa! Miały być ławeczki, miał być fajnie urządzony punkt postojowy, a tymczasem nie ma tu nic.
Nic! Nic! Nic!!
Konsultujemy się telefonicznie i smsowo z cywilizacją. Wygląda na to, że oficjalnie podane współrzędne są najzwyczajniej w świecie błędne.

KTOŚ
Zastanawiamy się co robić dalej i wtedy zauważany w krzakach światło latarki... Ktoś nas widzi. Świeci w naszą stronę. Czy słyszał nasze głosy? Czy wie, że w środku lasu siedzą dwie dziewczyny? Pół biedy jeśli widzi tylko światło, gorzej, jeśli słyszał nasze głosy... A czy on jest sam? Odruchowo gasimy lampki. Ten ktoś... też gasi... robi się nieco strasznie. Magda jest mocno wystraszona, ja też czuję się mało komfortowo. Zapalamy lampki. Ten ktoś też zapala. Nogi mam jak z waty, serce bije jak szalone. Nie daję jednak tego po sobie poznać, bo to grozi kompletną paniką. Na tyle spokojnie, na ile potrafię proponuję abyśmy pojechały stąd do najbliższej miejscowości. To Nowe Strącze. Blisko. W miejscowości ulica jest oświetlona. Jak na dłoni widać, czy ktoś za nami idzie/jedzie, czy też nie. Nikogo nie ma. Chwilę stoimy pod jedną z latarni. Nie ma mowy by po tej bardzo nieprzyjemnej przygodzie wracać do lasu i szukać polany biwakowej. Decydujemy, że pojedziemy kawałek za wioskę i tam rozbijemy się na dziko.



A zatem, dobrej nocy!
Dookoła same pola, a w oddali coś ciemnego. To wielka kupa obornika, czy kiszonki na betonowej płycie. Wspaniałe miejsce! Nawet największy świr nie wpadnie na pomysł, że w tak obrzydliwej lokalizacji na dziko mogą spać dwie dziewczyny. Cisza, spokój, rozgwieżdżone niebo. Można się wreszcie zrelaksować. Magda zabrała do testowania nowiutki namiot. W ramach testu włażę do środka i wspólnie zjadamy kolację. Pora spać. Reszta ekipy jeszcze jedzie - wysyłamy im nasze współrzędne. Gdzieś koło 1 w nocy wybudzają mnie nadjeżdżające dziewczyny, wołam je, bo jesteśmy tak dobrze schowane przy tej kupie gnoju, że nas przegapiają. Kaha i Tereska nie są zachwycone miejscówką. W sumie trudno się dziwić. Chwilę później zjawiają się Turyści – mówią, że znaleźli punkt – rzeczywiście był w innym miejscu. Cała czwórka jest jeszcze na rowerach, więc decydują, że pojadą na punkt, bo to blisko. Nam nie chce się już wychodzić ze śpiworów i zwijać namiotów. Spotkamy się rano. A zatem, dobrej nocy!

Mapa:


ZDJĘCIA

komentarze
Nie ma jeszcze komentarzy.
Komentować mogą tylko zalogowani. Zaloguj się · Zarejestruj się!

kategorie bloga

Moje rowery

Hardtail 78409 km
Przełajówka 51579 km
Terenówka 26133 km
Kolarzówka 51959 km

szukaj

archiwum