Gatto.Rosablog rowerowy

informacje

baton rowerowy bikestats.pl
Statystyki zbiorcze na stronę

Znajomi

wszyscy znajomi(99)
Kalendarz na stronę

wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy Kot.bikestats.pl

linki

Najgorętszy dzień roku

Sobota, 8 sierpnia 2015 Kategoria do 250
Km: 226.19 Km teren: 0.00 Czas: 10:32 km/h: 21.47
Pr. maks.: 0.00 Temperatura: °C HRmax: HRavg
: kcal Podjazdy: 457m Sprzęt: Przełajówka Aktywność: Jazda na rowerze
Od 12:00 cały czas aż do późnego popołudnia temperatura 40-42*C. Jechałam powoli i często robiłam przerwy, bo w tej strasznej spiekocie miałam problemy z tętnem. Usmażyłam się, uprażyłam, upiekłam i ugotowałam. Jeszcze parę godzin po zakończeniu jazdy miałam gorącą skórę i wydawało mi się, że chyba muszę przez to świecić w ciemności ;).
Szczegóły później.
..........................................................................................................................................................................................................................
W piątkowy wieczór przygotowuję rower do jazdy. Dopompowuję opony i gdy już kończę pracę przy przedniej, łamie się wentyl. A by to szlag! Ale powietrze nie ucieka. Zostawiam jak jest. Już późno, a ja jeszcze nie mam umalowanych paznokci.

Termiczne szaleństwo
W sobotę budzik dzwoni o 3:45 i z pewnym smutkiem stwierdzam, że jest jeszcze ciemno. Najdłuższe dni w roku niestety minęły. Zjadam śniadanie i jadę do Poznania na dworzec kolejowy. Jest 5:00 nad ranem, a termometr już teraz wskazuje 19*C. Zapowiada się prawdziwe termiczne szaleństwo i dlatego… cieszę się, że jadę sama. Pociąg do Rawicza jest klimatyzowany. Rozgrzewam się kawą z wagonu restauracyjnego. To moja najdroższa kawa rozpuszczalna – kosztuje aż 6 zł! Sama kawa to jednak za mało, by podołać klimatyzacji – ubieram wiatrówkę. W Rawiczu zaczynam moje południowo-wielkopolskie gminobranie i jednocześnie… zaczynam dojazd na imprezę urodzinową koleżanki.

W terenie
Na początku plączę się po mieście. Celowo. Aby trochę pozwiedzać. Gdy ruszam na dobre, prawie od razu wylatuję na DK36. Jest wcześnie, ruch mały, a nawierzchnia świetna. Odbijam w bok i nadal jest super - nowy asfalt. Samo się jedzie. A potem ten nowy asfalt przechodzi w grunt. Jadę tak długi kawałek. Docieram do jakiejś wiochy i pod kołami znowu jest szosa. Niestety wiocha kończy się, a razem z nią asfalt. Pod kołami ponownie mam grunt. Początkowo znośny, potem kamienisty. Modlę się tylko, aby nie przeciąć tu opony, bo zapasowej nie brałam. Łącznie po gruncie jadę 6-7 km. Nie tak miało być. Znowu kłania mi się planowanie tras i sprawdzanie w necie czy drogi, które wybrałam to na pewno szosy. Cóż.

Z mokrą głową
Temperatura szybko rośnie. Jeszcze przed południem mój licznik wskazuje, że jest porządnie ponad 30 stopni. Gdy docieram do Kobylina (ok. 40 km trasy) czuję się już nieźle wygrzana. Chowam się na chwilę w cieniu, a potem ruszam na zygzak po gminy Zduny i Cieszków. W drodze po tę drugą na chwilę wlatuję do woj. dolnośląskiego. Wracając do Kobylina na stacji moczę koszulkę i włosy. Jest obrzydliwie gorąco. W Kobylinie wszystkie ławki pod urzędem stoją w słońcu. Siadam więc na chodniku (w cieniu) i opieram się o ścianę kamieniczki. Miło, bo trochę tu wieje. Jaka to ulga odpocząć od bezlitosnego słońca!

Rodzice wiedzą?
Gdy tak siedzę, obok przechodzi starsza kobieta. Patrzy na mnie, więc uśmiecham się i wtedy zaczyna się rozmowa:
-Daleko jedziesz?
- Do Mosiny, na urodziny koleżanki.
- A rodzice wiedzą?
- Wiedzą.
- A ile ty masz lat?
- 35.
- O, przepraszam, wyglądasz tak młodo, myślałam, że z 17-19.
Pani niby wierzy w moje 35, ale chyba jednak nie do końca, bo kontynuuje:
- Mogłaś jechać z koleżanką, zamiast tak sama. A rodzice na pewno wiedzą? Masz ze sobą telefon? Odzywaj się do nich koniecznie!
- Wiedzą, wiedzą i mam ze sobą telefon (śmieję się wesoło).
- Masz jeszcze kawał drogi. Dasz radę dziś do tej koleżanki dojechać?
- Tak, powinnam dotrzeć około 19:00-20:00.
- To będę trzymała za ciebie kciuki!

Pod niebiosa
Kiedy ruszam spod kamieniczki, termometr wskazuje 40*C. I tak trzyma 40-42*C aż do późnego popołudnia. Moje serce słabo znosi tę spiekotę. Tętno cały czas mam podwyższone. Jadę spokojnie, po płaskim, wiatr nie przeszkadza, a tętno pod niebiosa! Najgorsze jest to, że nie czuję, że serce pracuje tak mocno. Dobrze, że mam pulsometr! Obserwuję jego wskazania cały czas i gdy widzę, że jest za wysoko, zatrzymuję się i przeczekuję. Co dziwne, gdy zatrzymuję się i odpoczywam na stojąco, tętno idzie jeszcze mocniej w górę. Widocznie utrzymanie pionowej postawy to jednak spory wysiłek. Gdy siadam na rowerze i prawie nie kręcę – powolutku spada. O szybszej jeździe nie ma mowy, bo mogę sobie zrobić krzywdę. Jadę więc pomału, robię częste postoje i gdy tylko to możliwe – wchodzę do klimatyzowanych pomieszczeń. To jedyny sposób, by przetrwać. O kawie oczywiście w takiej sytuacji mogę zapomnieć. Jem za to lody. Dużo lodów. Prawie same lody. Na nic innego jakoś kompletnie nie mam ochoty.



Włamanie
W Borku Wielkopolskim po raz drugi wchodzę na Orlen. Znowu lody. Płacę, daję kartę. Zaraz – gdzie moja karta?! Nie ma karty! Z lodem w łapie pędzę do roweru. Przeszukuję torbę. I nic. Nie ma. Albo w roztargnieniu zostawiłam na poprzedniej stacji, albo wypadła w jakimś sklepie po drodze. Dzwonię do Wilka, aby włamał się na moje orlenowe konto i posprawdzał mi stację gdzie ostatnio ładowałam punkty i jaki mam nr karty. Ryczeć mi się chce. Jeszcze w zeszłym tygodniu na kórnickiej pięćsetce wszyscy mi tę kartę doładowywali na stacjach. A tu przepadło! Tyle życzliwości i punkty stracone.
Z pomocą Wilka i dziewczyn z obsługi udaje się jednak uratować sytuację. Zgubiona karta zostaje zablokowana. Dostaję nową. Nikt z mojej starej karty nie zdążył zrobić użytku – nadal mam moje punkty! Straciłam tu bite pół godziny, jak nawet nie więcej, straciłam też sporo nerwów.

Złota jesień
Wiem już, że na 20:00 na imprezę urodzinową się nie wyrobię. To jeszcze kawał drogi i nawet jeśli będę jechała prawie bez postojów to nie dam rady – serce nie pozwoli na szybszą jazdę. Gdy wychodzę ze stacji, z radością odkrywam, że ochłodziło się. Jest 39*C i co jeszcze fajniejsze – temperatura trzyma się na tym poziomie i już do 40 nie dobija. Potem ochładza się jeszcze bardziej: 38, 37, 36. Ale fajnie! O ileż przyjemniej jechać! Gdy jestem w rejonie Dolska, na horyzoncie widzę piękną, granatową chmurę. Mogłoby z tego popadać. W oddali pada. Ale tu jest sucho. Susza w południowej Wielkopolsce jest straszliwa. Całe pola podeschniętej kukurydzy. Żółto-złote liście lecące z drzew. Ale to niestety nie jest złota polska jesień, a sam środek lata…

Mocno
Gdy tak jadę, na niektórych odcinkach mam pod kołami mokrą szosę. Padało. Ostatnia prosta do Mosiny miała być z pomagającym wiatrem. Ale chmura burzowa wszystko popsuła i w rezultacie jadę pod wiatr. Błyska się. Zastanawiam się nawet, czy mnie jakaś ulewa nie dopadnie, ale nie dopada. Docieram na urodziny koleżanki mocno spóźniona, mocno przegrzana i mocno brudna od kremu do opalania i kurzu. Nawet po chłodnym prysznicu moja skóra pozostaje gorąca jeszcze przez kilka godzin.

Mapa:


ZDJĘCIA

Zaliczone gminy: Pakosław, Jutrosin, Kobylin, Zduny, Cieszków, Pępowo, Pogorzela, Piaski, Borek Wielkopolski, Jaraczewo, Krzywiń (11 gmin).

komentarze
W taki upał, przesiedzieć dziesięć godzin i trzydzieści dwie minuty w przewiewnej ogrodowej altance to byłby już wyczyn. ;)
Twoje opisy są świetne. :)
lutra
- 22:28 niedziela, 16 sierpnia 2015 | linkuj
Nie, tym razem o czekoladzie nie mogło być mowy - było zbyt gorąco, od razu cała by się stopiła i wszystko pochlapała :D.
Kot
- 06:07 środa, 12 sierpnia 2015 | linkuj
Tym razem od czekolady nie byłaś brudna ;)? Szacun za ten upał.
mdudi
- 21:09 poniedziałek, 10 sierpnia 2015 | linkuj
Prawdopodobnie gdzieś Cię minęłam pociągiem :P jak przejeżdżałam przez Mosinę tego dnia to akurat się chmurzyło, a potem lunął deszcz i podmoczyło mi wagon do bagażu ręcznego :P Dzień wcześniej też się wybrałam jak szalona, oczywiście z nadzieją, że upały nie będą tak dotkliwe, na 400, ale ujechałam tylko lekko ponad 300... żeby o 21 był jeszcze upał, to się w głowie nie mieści, co ? :P
jelona
- 21:04 poniedziałek, 10 sierpnia 2015 | linkuj
Chciałbym tak "powoli" jeździć jak Ty i to na takim dystansie. A na cyborga wcale nie wyglądasz:)
yurek55
- 14:28 poniedziałek, 10 sierpnia 2015 | linkuj
Prawdziwy twardziel z Ciebie ;))
wilk
- 18:17 niedziela, 9 sierpnia 2015 | linkuj
"Kto Kota nie zna ten siebie nie zna ! "
Jurek57
- 16:41 niedziela, 9 sierpnia 2015 | linkuj
Komentować mogą tylko zalogowani. Zaloguj się · Zarejestruj się!

kategorie bloga

Moje rowery

Hardtail 78409 km
Przełajówka 51579 km
Terenówka 26133 km
Kolarzówka 51959 km

szukaj

archiwum