Gatto.Rosablog rowerowy

informacje

baton rowerowy bikestats.pl
Statystyki zbiorcze na stronę

Znajomi

wszyscy znajomi(99)
Kalendarz na stronę

wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy Kot.bikestats.pl

linki

Kórnik ULTRA

Sobota, 1 sierpnia 2015 Kategoria do 550, Kocia czytelnia
Km: 517.00 Km teren: 0.00 Czas: 21:03 km/h: 24.56
Pr. maks.: 0.00 Temperatura: °C HRmax: HRavg
: kcal Podjazdy: 1725m Sprzęt: Kolarzówka Aktywność: Jazda na rowerze
W końcu doczekałam się maratonu ULTRA prawie pod domem. Na genialny pomysł zorganizowania takiego przejazdu wpadł Elizium. Baza, start i meta w Kórniku, czyli blisko. Bez dalekich dojazdów, bez konieczności brania urlopu. Założeniem była dobra zabawa i koncentracja na tych, którzy chcą właśnie tutaj zrobić swoje pierwsze PIĘĆSET lub pierwsze TRZYSTA. Żadnej klasyfikacji, żadnego pomiaru czasu, żadnej rywalizacji. Plan zakładał, że cała grupa pojedzie razem od początku do końca. Miałam ogromną nadzieję, że to się uda. Trasy ułożył Elizium, to on też załatwił punkt żywieniowy na trasie, dograł sprawę noclegów przed maratonem, podpowiedział, gdzie blisko bazy można szukać sklepów i zorganizował ognisko (nie tylko z kiełbaskami, ale też z pieczonymi ziemniakami!). No i w ogóle – to wszystko to była jego sprawka i tym bardziej szkoda, że ze względu na dopiero co zrośnięty obojczyk nie mógł wystartować.

Witają nas
Razem z Wilkiem docieramy do Kórnika w piątkowy wieczór. Na miejscu jest już sporo osób. Szybko rozstawiamy namioty i idziemy na ognisko. Są pieczone kiełbaski, w żarze pieką się pyreczki. Dookoła prawie same znajome twarze. Jest bardzo mile, czas upływa szybko. Spać idziemy około 23:00. Jak zwykle zasypiam ledwie tylko zamykam oczy – chwila i już jest ranek. Zimny ranek – tylko 10*C. Jemy śniadanie i szykujemy się do startu. Całą grupą jedziemy na kórnicki rynek. Tam następuje oficjalny początek maratonu. Witają nas przedstawiciele władz miasta oraz OSP, która ufundowała medale dla maratończyków. Zaczynamy jazdę w pięknej pogodzie. Wilk prowadzi grupę. Początkowo jadę tuż za nim, potem latam po peletonie i spędzam czas na przemiłych pogaduszkach.

Ognia!
Chyba kubek kawy 3w1, który wypiłam do śniadania był zbyt duży, bo jeszcze przed pierwszym oficjalnym postojem czuję, że muszę do toalety. Około 48 km trasy, na DK32 zauważam stację, więc od razu zjeżdżam. Przed dalszą jazdą zdejmuję kurtkę (czeka mnie pościg za grupą) i smaruję się kremem do opalania.
No to ognia! Zamiast ognia jest nikły płomyk – wiedziałam gdzie się zatrzymać – na tym kawałku wiatr akurat przeszkadza. Jadę 26-30 km/h. I tak gonię przez 9 km. Potem dostrzegam w oddali samotnego, na czarno ubranego cyklistę. To Wilk zauważył, że przepadłam i wrócił po mnie. Siadam na koło i idzie prawdziwy ogień. Lecimy pod 40km/h. Dociągamy do grupy i wracamy na swoje miejsca: Wilk na czoło peletonu, ja gdzieś do środka/bliżej końca. Jedziemy cały czas bardzo równym tempem. Grupa ładnie trzyma się razem i z tego co obserwuję, wszystkim nastroje dopisują. Pierwsza przerwa to stacja Orlenu w Grodzisku. Mam ze sobą orlenową kartę na punkty. Biorę kawę, mufinki i podaję moją kartę kolejnym uczestnikom maratonu. Każdy chętny robiąc zakupy może mi ją doładować punktami.

Pozorowanie jazdy
Pogoda dopisuje cały czas. Być może wiatr czasem przeszkadza, ale wiem to głównie z opowieści, bo prawie cały czas skrzętnie realizuję swój plan: „obijać się” i się za kimś wiozę. Ze trzy razy wychodzę na czoło peletonu i oczywiście wtedy żałuję, że pracuję nieco mocniej, bo przecież w weekend należy wypoczywać. Następna stacja to nie Orlen, lecz chyba BP w Pniewach. Znowu można usiąść, coś zjeść i wypić oraz – co najważniejsze – choć na chwilę oddać się prawdziwemu lenistwu. Po tym postoju długo nie jedziemy. Ktoś łapie gumę i w związku z tym mamy nieplanowaną, acz przyjętą przez wszystkich z radością, przerwę. [mój sms: Pełnia szczęścia, jest kapeć w grupie. Leżymy sobie przy ulicy. Wspaniała laba :-) :-)” godz. 14:14]. Jak to miło usiąść na trawie, na asfalcie, albo położyć się w sianie. Jak pokazał Tomek – można tak leżeć siedząc jednocześnie na rowerze, będąc wpiętym w pedały. Genialne pozorowanie jazdy!

Mój żołądek rządzi
Za Pniewami jedziemy przez piękne tereny Krainy 100 Jezior. Trasa niestety nie haczy o punkt widokowy Łężeczki, ale i tak jest pięknie. Za Sierakowem lecimy wzdłuż Warty, południowym skrajem Puszczy Noteckiej. Przed zagłębieniem się w Puszczę wybija 200 km trasy, a to oznacza, że za chwilę dotrzemy na punkt żywieniowy z makaronem. Mój żołądek rządzi mną. Bezwzględnie zmusza mnie do przyspieszenia i ustawienia się gdzieś z przodu grupki, by załapać się na początek kolejki po jedzonko. Czekając na napełnienie miseczki pochłaniam ciastko. Makaron jest pyszny. Zjadam 2 porcje z sosem bolońskim i jedną z warzywnym. Potem jeszcze jedno ciasteczko i trochę okruchów. Leżymy na trawie i wypoczywamy. Jestem tak objedzona, że ledwo się mogę ruszyć. Gdy trzeba znowu wsiąść na rower, przejedzenie wyraźnie przeszkadza, łapie mnie nawet coś w rodzaju kolki.

Prawdziwa przygoda
Na punkcie z makaronem odłącza od grupy Werrona. Postanawia lecieć dalej swoim tempem. Nastawiona jest na prawdziwą przygodę – ma ze sobą nawet śpiwór. Po obiedzie przychodzi czas na podwieczorek. Chyba wszyscy tak czują, bo zatrzymujemy się przy pierwszym napotkanym sklepie. Większość osób (ja też) bierze lody. Jem loda i zapijam go lodowatą colą. Szaleństwo. Przecinamy Puszczę Notecką. Przed Czarnkowem mamy długi zjazd. To prawdziwa przyjemność. Potem jednak przychodzi za to zapłacić – jest 7% pod górę. Trzeba się tu jakoś wgramolić. Najlepiej w miarę sprawnie, aby szybko było po bólu. Pod koniec trafiamy na remontowany kawałek. Tam gdzie jest trochę więcej piasku – przeprowadzam rower.

Gwiazda wieczoru
Przed Margoninem (260 km, 20:26) zaczyna zmierzchać. Robi się chłodno. Zatrzymujemy się więc i przygotowujemy do nocy. W ruch idą lampki, rękawki, nogawki, kurtki. Grupa cały czas trzyma się razem. Raz po raz ktoś na chwilkę odskakuje do przodu, ale kończy się to powrotem do grupy, w której najzwyczajniej w świecie było weselej i sympatyczniej niż samemu gdzieś z przodu. Trochę się obawiałam jak to będzie z nocną jazdą. Czy grupa nadal się utrzyma i czy nie zacznie mnie brać moja zmora – czyli senność. Obawy były niepotrzebne. Gwiazdą wieczoru okazuje się Wąski, który sypie żartami jak z rękawa, recytuje wiersze i gada po rosyjsku. O śnie nie ma mowy - śmieję się tak bardzo, że aż czuję niemoc w nogach.

Dwójki
Grupa trzyma się wzorowo jako jedna całość. Dodatkowo Michał i Tomek wpadają wspólnie na pomysł, abyśmy jechali w nieco bezpieczniejszy sposób – dwójkami. Dotąd grupa leciała razem w sposób dość chaotyczny. Były dwójki, trójki, a nawet czwórki. W takim układzie łatwo o zahaczenie kogoś albo o wypchnięcie na przeciwny pas. Tak więc odtąd dwójkami: na czele Michał i Tomek, zaraz za nimi Kaha i ja, za nami grupa. Miłą niespodzianką było to, że nikt się nie krzywił na taki układ, nikt nie próbował rozwalać grupki. Świetnie to wszystko wyszło, bo w takim dwójkowym układzie dotarliśmy aż do samej mety.

Środek lata
Na wylocie z Wągrowca (305 km, 22:37) – stacja. Już ciemno. Są tu wygodne kanapy i tego nam właśnie teraz potrzeba: posiedzieć w komfortowych warunkach, odpocząć. Z Wągrowca do Słupcy jedziemy drogą nr 190. W ciągu dnia tą drogą nie odważyłabym się pojechać – duży ruch, brak pobocza. Jednak w nocy z soboty na niedzielę – zupełnie pusto. Gniezno to duże rozczarowanie: środek lata, weekendowa noc, a katedra tonie w ciemnościach. Kto wyłączył podświetlenie?

Złota noc
Noc, 2:41, 386 km, stacja w Słupcy. Tu wiele osób zaczyna powoli zasypiać. Stacja jest mała, nie ma gdzie usiąść, siadamy więc na podłodze. Może dzięki takim klientom jak my kiedyś postawią tu kanapy? To Orlen, więc znowu daję w obieg moją kartę na punkty. To złota noc, złoty weekend, prawdziwe punktowe żniwa. Będę pamiętała o tym jak mi podbijaliście kartę, gdy podczas kolejnych tras zamienię te punkty na kawę, ciastko, czy zapiekankę.

Me gusta mucho ir en bicicleta

Około 4 nad ranem zaczyna łapać mnie senność. Proszę więc Wąskiego by zaczął gadać coś śmiesznego. Tu jednak nie Wąski, lecz Kaha staje na wysokości zadania – naucza mnie hiszpańskiego. Znam hiszpański z południowoamerykańskich seriali. Czyli prawie wcale, ledwo, ledwo. Umiem też policzyć (po maratonie już bezbłędnie) do 10. W niedzielę 03.08.2015 Kaha wkładała wiedzę w moją oporną i zmęczoną sennością głowę.
Odio ir al trabajo.
No me gusta ir a trabajar.
Me gusta mucho ir en bicicleta.
Staram się pilnie uczyć i dzięki temu senność szybko ucieka.

Miau!
W Nowym Mieście nad Wartą jest już jasnawo. Znowu stacja (5:51). Gdy wchodzę do środka, słyszę „miau!”. Przy kasie stoi pani z małym kotkiem na rękach. Przez chwilę wydaje mi się, że to chyba wytwór mojej wyobraźni, ale to jest prawdziwy kotek i nawet mogę go pogłaskać. Między Książem Wlkp. a Śremem jest trochę górek. Gdy jedziemy przez Dolsk przypominają mi się słowa, które wypowiedział Jacun w okolicach Czarnkowa – że brakuje jeszcze tego, abyśmy jechali przez Dolsk. Oto i jest Dolsk! Życzenia czasem się spełniają.

Bal debiutantów
Ze Śremu na metę jest już blisko, 28km. Od Zaniemyśla jedziemy wzdłuż ciągu jezior, który kończy się za Kórnikiem. Odliczamy kilometry do końca. Tak to przebalowaliśmy cały dzień i noc. Był to prawdziwy bal debiutantów, a wśród nich najjaśniej świeciła gwiazda Kahy, która zrobiła PIĘĆSET na rowerze MTB z grubymi oponami, z bagażnikiem i sakwą. Pojechała rewelacyjnie. Na metę docieramy zadowoleni z przejechanego dystansu, z doskonałej grupowej jazdy i ładnej trasy. Choć oczywiście szkoda, że to już koniec.

Żniwa
Weekendowe żniwa orlenowo-punktowe: 9089 punktów (kartę mam od 06.06.2015 i do dnia maratonu, podczas swoich wycieczek uzbierałam ledwie 1469 punktów). Dziękuję! :)



Trasa:


ZDJĘCIA

komentarze
Akacjo - było bardzo wesoło i super to wyszło z jazdą wielkim stadem. Nam - na 500 się ta trudna sztuka udała, ale (co ciekawe) ludzie na 300 się podzielili na podgrupki.

Anetko, informacji za dużo w sieci nie było, bo był to maraton koleżeński, a nie żadna oficjalna impreza. Prawdopodobnie maraton będzie organizowany też w przyszłym roku - będę pamiętała, że jesteś zainteresowana udziałem i dam Ci znać :).
Kot
- 05:36 piątek, 7 sierpnia 2015 | linkuj
Jestem rozczarowana i smutna, bo było tak blisko a ja nic nie wiedziałam :( pojechałabym !
anetkas
- 21:52 czwartek, 6 sierpnia 2015 | linkuj
To dopiero fajny maraton! Ależ musiało być wesoło! I niesamowite, że nikt nie chciał jakiegoś super czasu wykręcić, tylko jechaliście wspólnie.
akacja68
- 20:40 wtorek, 4 sierpnia 2015 | linkuj
Komentować mogą tylko zalogowani. Zaloguj się · Zarejestruj się!

kategorie bloga

Moje rowery

Hardtail 78409 km
Przełajówka 51579 km
Terenówka 26133 km
Kolarzówka 51959 km

szukaj

archiwum