Gminobranie Kujawsko-Pomorskie (1)
Sobota, 18 lipca 2015 Kategoria do 250, Kocia czytelnia
Km: | 207.65 | Km teren: | 0.00 | Czas: | km/h: | ||
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | °C | HRmax: | HRavg | ||
: | kcal | Podjazdy: | 716m | Sprzęt: Przełajówka | Aktywność: Jazda na rowerze |
Od
dłuższego czasu siedzę sobie na zaliczgmine.pl, raz po raz (z doskoku) uzupełniam
zdobyte już wcześniej gminy, dodaję też te niedawno zaliczone. I zupełnie
niespodziewanie wychodzi, że mam ich na koncie ponad 800. A skoro tak, to
dlaczego nie bawić się dalej? Tak więc po raz pierwszy planuję trasę na weekend,
tak aby była gminnie zoptymalizowana. Na miejsce początku i końca wycieczki
wybieram Toruń, bo to dość blisko domu, a mam w tamtych okolicach sporo
„białych plam”. Spędzam trochę czasu nad mapami i w końcu trasa jest gotowa.
Tylko ta pogoda... zapowiadają na weekend jakieś burze i ulewy. Sprawdzam na
meteomodel.pl trasę przejazdu i wynika z tego, że przy odrobinie szczęścia uda
mi się przelecieć między ulewami.
Tytka pierników
W sobotę budzę się i stwierdzam, że prawie nie mogę chodzić – parę dni temu meszka 2x ugryzła mnie w kostkę i z dnia na dzień jest coraz gorzej. Czerwone, spuchnięte, mocno bolące - ledwie mogę zgiąć nogę w kostce - ledwo mogę iść. W średnim nastroju zjadam śniadanie i jadę na pociąg. Jadę tylko dlatego, że mam już kupione bilety kolejowe. Na miejscu, w Toruniu, piękna pogoda i bardzo ciepło. Bez pośpiechu jadę na Stare Miasto. Lepiej mi się jedzie niż idzie – kostka mniej pracuje. Jest przed 9.00 i kawiarenki dopiero się otwierają. Idę kupić tytkę Toruńskich Pierników i tak zaopatrzona siadam w jednym z ogródków na rynku. Piję kawę, jem pierniki, piękna pogoda, a przede mną gminne żniwa. Czy może być piękniej?
Ciepły, letni deszcz
Pierwszą gminą do zaliczenia są Łysomice. Gdy widzę tabliczkę z nazwą gminy, prawie skaczę z radości. Trafiam na ścieżkę rowerową. To długi asfaltowy ciąg, więc wskakuję na nią. Ścieżka idzie lasem i jedzie się tak przyjemnie, że dopiero po dłuższej chwili zauważam, że „odkleiła” się ona od szosy i mojego śladu. Muszę więc trochę nadrobić, by wrócić na trasę. Jest coraz goręcej. Przed Bydgoszczą (niby to boczna droga, ale ruch jest spory), dopada mnie umiarkowany deszcz. Z 36 stopni ochładza się do 30. Jest przyjemnie jechać w deszczyku. Na moście na Wiśle śladu po deszczu już nie ma. Znowu skwar i pełne słońce. Na Orlenie kupuję lodowatą colę.
Krwiste plamy
Najważniejszą miejscowością dnia jest dziś Kotomierz – cudowne i wspaniałe miejsce, które każdy kot powinien przynajmniej raz odwiedzić! Jest tak gorąco, że aż nieznośnie (40 stopni). Na ulicy zupełnie pusto. Odwiedzam jedyny czynny sklep i kupuję loda. Zjadam go w przedsionku sklepu – jest tu chłodniej niż na zewnątrz. Kostka boli okrutnie. Patrzę na nią i widzę, że wygląda jeszcze gorzej niż rano – 2 krwistoczerwone plamy i dookoła duży rozlany różowy plac, całość tak spuchnięta, że aż lekko zdeformowana. Widocznie słońce i upał jej nie służą. Boli nie tylko przy ruchu, ale też w bezruchu oraz gdy jadę po nierównej nawierzchni. Masakra. Siedzę w Kotomierzu i poważnie myślę, czy nie zakończyć tu trasy (jest tu czynna stacja kolejowa). Najgorzej jest przy chodzeniu. Jechać jakoś mogę.
Lody dla ochłody
W Koronowie trafiam na stację Orlenu. O kawie niema mowy – za gorąco. Biorę loda, potem drugiego. Aż strach wyjść z przyjemnego klimatyzowanego wnętrza. No ale gminy same się nie zaliczą. Przede mną długa prosta pod wiatr, po najbardziej na zachód wysuniętą gminę tej wycieczki – Sośno. DK56, którą jadę nie jest zła, ruch nie jest duży, jedzie się wygodnie. Potem wjazd w boczną drogę i nawierzchnia coraz bardziej dramatyczna. Trzęsie niemożliwie, do tego wiatr daje nieźle popalić. Pocieszam się jednak, że jak tylko zaliczę tę gminę, będzie z wiatrem praktycznie aż do końca dnia. Gdy mordęga pod wiatr kończy się – oddycham z ulgą. Z wiatrem w plecy wracam do Koronowa.
Ta sama stacja Orlenu, 3 godziny później: jem kanapkę i biorę pobieżny prysznic – w łazience w ścianie jest kranik, a w podłodze kratka odpływowa. Jak przyjemnie popluskać się w zimniej wodzie! Jeszcze kawałek DK56 i odbicie w stronę Świecia. Wjazd do miasta koszmarny – z zakładu produkcji papieru Mondi śmierdzi tak okropnie, że można paść na miejscu. Coś potwornego, fetor trudny do zniesienia i do opisania.
Niby
Na wyjeździe ze Świecia robię małe zakupy na kolację. Jestem tak zniechęcona smrodem, że do ścisłego centrum nie wjeżdżam. Oddalam się jakieś 7 km od miasta i chowam się w lesie. Miejscówka niby jest niezła – skraj pola i lasu. Niby, bo: słychać niosącą się tu muzykę i wrzaski z jakiejś imprezy, poza tym lata tu pełno końskich much. Po chwili zastanowienia wychodzę z powrotem na szosę. Jadę kawałek dalej i wchodzę w sosnowy las. Jest o niebo lepiej – ładniej, a do tego cicho i bez wrednych much. Rozbijam namiot, jem kolację, myję ząbki, idę spać. Dobranoc!
Mapa:
ZDJĘCIA
Zaliczone gminy: Łysomice, Łubianka, Zławieś Wielka, Unisław, Dąbrowa Chełmińska, Osielsko, Dobrcz, Koronowo, Sośno, Pruszcz, Świekatowo, Bukowiec, Świecie (13 gmin).
Tytka pierników
W sobotę budzę się i stwierdzam, że prawie nie mogę chodzić – parę dni temu meszka 2x ugryzła mnie w kostkę i z dnia na dzień jest coraz gorzej. Czerwone, spuchnięte, mocno bolące - ledwie mogę zgiąć nogę w kostce - ledwo mogę iść. W średnim nastroju zjadam śniadanie i jadę na pociąg. Jadę tylko dlatego, że mam już kupione bilety kolejowe. Na miejscu, w Toruniu, piękna pogoda i bardzo ciepło. Bez pośpiechu jadę na Stare Miasto. Lepiej mi się jedzie niż idzie – kostka mniej pracuje. Jest przed 9.00 i kawiarenki dopiero się otwierają. Idę kupić tytkę Toruńskich Pierników i tak zaopatrzona siadam w jednym z ogródków na rynku. Piję kawę, jem pierniki, piękna pogoda, a przede mną gminne żniwa. Czy może być piękniej?
Ciepły, letni deszcz
Pierwszą gminą do zaliczenia są Łysomice. Gdy widzę tabliczkę z nazwą gminy, prawie skaczę z radości. Trafiam na ścieżkę rowerową. To długi asfaltowy ciąg, więc wskakuję na nią. Ścieżka idzie lasem i jedzie się tak przyjemnie, że dopiero po dłuższej chwili zauważam, że „odkleiła” się ona od szosy i mojego śladu. Muszę więc trochę nadrobić, by wrócić na trasę. Jest coraz goręcej. Przed Bydgoszczą (niby to boczna droga, ale ruch jest spory), dopada mnie umiarkowany deszcz. Z 36 stopni ochładza się do 30. Jest przyjemnie jechać w deszczyku. Na moście na Wiśle śladu po deszczu już nie ma. Znowu skwar i pełne słońce. Na Orlenie kupuję lodowatą colę.
Krwiste plamy
Najważniejszą miejscowością dnia jest dziś Kotomierz – cudowne i wspaniałe miejsce, które każdy kot powinien przynajmniej raz odwiedzić! Jest tak gorąco, że aż nieznośnie (40 stopni). Na ulicy zupełnie pusto. Odwiedzam jedyny czynny sklep i kupuję loda. Zjadam go w przedsionku sklepu – jest tu chłodniej niż na zewnątrz. Kostka boli okrutnie. Patrzę na nią i widzę, że wygląda jeszcze gorzej niż rano – 2 krwistoczerwone plamy i dookoła duży rozlany różowy plac, całość tak spuchnięta, że aż lekko zdeformowana. Widocznie słońce i upał jej nie służą. Boli nie tylko przy ruchu, ale też w bezruchu oraz gdy jadę po nierównej nawierzchni. Masakra. Siedzę w Kotomierzu i poważnie myślę, czy nie zakończyć tu trasy (jest tu czynna stacja kolejowa). Najgorzej jest przy chodzeniu. Jechać jakoś mogę.
Lody dla ochłody
W Koronowie trafiam na stację Orlenu. O kawie niema mowy – za gorąco. Biorę loda, potem drugiego. Aż strach wyjść z przyjemnego klimatyzowanego wnętrza. No ale gminy same się nie zaliczą. Przede mną długa prosta pod wiatr, po najbardziej na zachód wysuniętą gminę tej wycieczki – Sośno. DK56, którą jadę nie jest zła, ruch nie jest duży, jedzie się wygodnie. Potem wjazd w boczną drogę i nawierzchnia coraz bardziej dramatyczna. Trzęsie niemożliwie, do tego wiatr daje nieźle popalić. Pocieszam się jednak, że jak tylko zaliczę tę gminę, będzie z wiatrem praktycznie aż do końca dnia. Gdy mordęga pod wiatr kończy się – oddycham z ulgą. Z wiatrem w plecy wracam do Koronowa.
Ta sama stacja Orlenu, 3 godziny później: jem kanapkę i biorę pobieżny prysznic – w łazience w ścianie jest kranik, a w podłodze kratka odpływowa. Jak przyjemnie popluskać się w zimniej wodzie! Jeszcze kawałek DK56 i odbicie w stronę Świecia. Wjazd do miasta koszmarny – z zakładu produkcji papieru Mondi śmierdzi tak okropnie, że można paść na miejscu. Coś potwornego, fetor trudny do zniesienia i do opisania.
Niby
Na wyjeździe ze Świecia robię małe zakupy na kolację. Jestem tak zniechęcona smrodem, że do ścisłego centrum nie wjeżdżam. Oddalam się jakieś 7 km od miasta i chowam się w lesie. Miejscówka niby jest niezła – skraj pola i lasu. Niby, bo: słychać niosącą się tu muzykę i wrzaski z jakiejś imprezy, poza tym lata tu pełno końskich much. Po chwili zastanowienia wychodzę z powrotem na szosę. Jadę kawałek dalej i wchodzę w sosnowy las. Jest o niebo lepiej – ładniej, a do tego cicho i bez wrednych much. Rozbijam namiot, jem kolację, myję ząbki, idę spać. Dobranoc!
Mapa:
ZDJĘCIA
Zaliczone gminy: Łysomice, Łubianka, Zławieś Wielka, Unisław, Dąbrowa Chełmińska, Osielsko, Dobrcz, Koronowo, Sośno, Pruszcz, Świekatowo, Bukowiec, Świecie (13 gmin).
komentarze
Co do tej kostki - zrób sobie test na boreliozę. Nie tylko kleszcze ją roznoszą! Teściowa złapała od mrówki.
chesteroni - 01:27 wtorek, 18 sierpnia 2015 | linkuj
co więcej jadąc tą drogą rowerową do Unisławia zaliczyłabyś też wszystkie gminy jakie chciałaś :)
olo - 07:51 piątek, 24 lipca 2015 | linkuj
Komentować mogą tylko zalogowani. Zaloguj się · Zarejestruj się!