Kociewie i Kaszuby 2
Poniedziałek, 10 listopada 2014 Kategoria do 100, Kocia czytelnia
Km: | 97.37 | Km teren: | 0.00 | Czas: | km/h: | ||
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | °C | HRmax: | HRavg | ||
: | kcal | Podjazdy: | 762m | Sprzęt: Terenówka | Aktywność: Jazda na rowerze |
Rano idziemy na śniadanie. Śniadanie w tym Seminarium warte
jest grzechu. To dla niego tu nocowaliśmy :).
To co dobre
Wiemy dokładnie czego możemy się spodziewać, bo nie jest to nasz pierwszy nocleg tutaj. Zawodu nie doznajemy: na stole pojawia się bardzo wyczekiwany przeze mnie biały serek, którego smak tak bardzo zapadł mi w pamięć po ostatniej wizycie. Są też pyszne powidła. Apetyty nam dopisują i zjadamy wszystko ze smakiem. To co dobre niestety szybko się kończy. Pora wrócić do mglistej rzeczywistości. Gdy tylko otwieramy drzwi wyjściowe, zauważam, że kamienne schody całe są mokre. Pada? Jak to? Miało nie być deszczu! Deszcz to może zbyt mocno powiedziane – jest to gęsta mżawka.
Rogalik poznański
Sporo jedziemy terenem. Pierwszy dłuższy postój robimy na ciekawym, dość stromym, rynku w Skarszewach. W cukierni, do której wchodzimy załapujemy się nawet na ostatniego „rogalika poznańskiego”. Słodkości sobie nie odmawiamy, ale żeby trochę ją przełamać, bierzemy też kawę. Mój niefart trwa – pani zza lady myli się i zamiast kawy podaje mi gorącą czekoladę ;). Im bliżej Kartuz, tym mżawka mniej dokucza. Powraca za to gęsta mgła. Za Egiertowem wjeżdżamy na szosę nr 224. Nie jest tu zbyt przyjemnie – ruch jest spory. Poza tym jesteśmy przecież na rowerach MTB. W związku z tym domagam się terenu. Moje prośby zostają wysłuchane i już po chwili uciekamy z asfaltu w piękny las.
Dziwny przypadek
Kiedy w końcu docieramy do Kartuz, dzwonię do michała. Może uda się spotkać? Niestety nie udaje mi się dodzwonić. Do zapadnięcia zmroku mamy niewiele ponad 2 godzinki. Szybko podejmujemy decyzję, by jechać do Łapalic, gdzie czeka na nas największa atrakcja wyjazdu - ZAMEK. Szosa Kartuzy – Łapalice jest fatalna: ruch bardzo duży, a do tego wąsko i bez pobocza. Nie jedzie się tu przyjemnie. Na szczęście nie trwa to długo – po kilku kilometrach odbijamy w boczną szosę. Przez chwilę można się zastanawiać, czy może przez jakiś dziwny przypadek trafiliśmy w góry. Najpierw jest zjazd z nachyleniem dochodzącym do 10%, potem podjazd z nachyleniem maksymalnym 11%. Tak, tak – wszystko to niestety twardo mielę ze średniej tarczy, w duchu przeklinając moją przednią przerzutkę.
Jeden nieostrożny ruch
No i w końcu jesteśmy pod zamkiem w Łapalicach. Obiekt jest wprost fantastyczny, zaprojektowany i zbudowany z rozmachem. Gdyby nie to, że budowla jest nielegalna, nieukończona i pozostawiona w stanie surowym otwartym, śmiało by można stwierdzić, że jest to największa atrakcja na Kaszubach. A tak? Próżno szukać informacji o nim w przewodnikach. Nikt nie napisze, że to architektoniczna perełka, warta tego by ją zobaczyć na własne oczy. Jednak mimo to… zwiedzających nie brakuje. A przecież to listopad. Wchodzimy przez potężną bramę i od razu otwiera się wspaniały widok na bryłę zamku. To tylko zaostrza apetyt na więcej - by wejść do środka, pospacerować po wnętrzu. Piorunujące wrażenie robi zamkowa kaplica. W zamku dużo jest okien i schodów. Żadnych barierek, żadnych szyb. Jeden nieostrożny ruch i zwiedzanie może skończyć się źle.
Cicha noc
Z Łapalic wyjeżdżamy o szarówce. Wracamy do Kartuz. Oglądamy kościół z dachem w kształcie trumny i znajdujący się na jednej ze ścian zegar słoneczny z napisem „memento mori”. Robimy jeszcze małe zakupy i jedziemy szukać jakiejś pizzerii. Znajdujemy ją szybko – przy jednym z głównych skrzyżowań. Wnętrze jest przestronne, ludzi prawie nie ma. Obsługa bez żadnych problemów pozwala nam wnieść trochę ubłocone rowery do środka. Pizza jest pyszna. Siedzimy jeszcze chwilę nad mapami, a potem jedziemy (już po ciemku) na rynek. Kilka fotek i ruszamy w las szukać miejsca na rozbicie namiotu.
To cicha noc.
Nie słychać szumu drzew (nie wieje).
Nie słychać trzasku gałązek (gdzież te leśne zwierzęta?).
Nie słychać brzęczenia owadów (czy już zapadły w sen?).
Jest niewiarygodnie cicho.
Jest też kompletnie ciemno. To noc pełna chmur.
Mapa
Fotki: https://picasaweb.google.com/102656043294773462009...
To co dobre
Wiemy dokładnie czego możemy się spodziewać, bo nie jest to nasz pierwszy nocleg tutaj. Zawodu nie doznajemy: na stole pojawia się bardzo wyczekiwany przeze mnie biały serek, którego smak tak bardzo zapadł mi w pamięć po ostatniej wizycie. Są też pyszne powidła. Apetyty nam dopisują i zjadamy wszystko ze smakiem. To co dobre niestety szybko się kończy. Pora wrócić do mglistej rzeczywistości. Gdy tylko otwieramy drzwi wyjściowe, zauważam, że kamienne schody całe są mokre. Pada? Jak to? Miało nie być deszczu! Deszcz to może zbyt mocno powiedziane – jest to gęsta mżawka.
Rogalik poznański
Sporo jedziemy terenem. Pierwszy dłuższy postój robimy na ciekawym, dość stromym, rynku w Skarszewach. W cukierni, do której wchodzimy załapujemy się nawet na ostatniego „rogalika poznańskiego”. Słodkości sobie nie odmawiamy, ale żeby trochę ją przełamać, bierzemy też kawę. Mój niefart trwa – pani zza lady myli się i zamiast kawy podaje mi gorącą czekoladę ;). Im bliżej Kartuz, tym mżawka mniej dokucza. Powraca za to gęsta mgła. Za Egiertowem wjeżdżamy na szosę nr 224. Nie jest tu zbyt przyjemnie – ruch jest spory. Poza tym jesteśmy przecież na rowerach MTB. W związku z tym domagam się terenu. Moje prośby zostają wysłuchane i już po chwili uciekamy z asfaltu w piękny las.
Dziwny przypadek
Kiedy w końcu docieramy do Kartuz, dzwonię do michała. Może uda się spotkać? Niestety nie udaje mi się dodzwonić. Do zapadnięcia zmroku mamy niewiele ponad 2 godzinki. Szybko podejmujemy decyzję, by jechać do Łapalic, gdzie czeka na nas największa atrakcja wyjazdu - ZAMEK. Szosa Kartuzy – Łapalice jest fatalna: ruch bardzo duży, a do tego wąsko i bez pobocza. Nie jedzie się tu przyjemnie. Na szczęście nie trwa to długo – po kilku kilometrach odbijamy w boczną szosę. Przez chwilę można się zastanawiać, czy może przez jakiś dziwny przypadek trafiliśmy w góry. Najpierw jest zjazd z nachyleniem dochodzącym do 10%, potem podjazd z nachyleniem maksymalnym 11%. Tak, tak – wszystko to niestety twardo mielę ze średniej tarczy, w duchu przeklinając moją przednią przerzutkę.
Jeden nieostrożny ruch
No i w końcu jesteśmy pod zamkiem w Łapalicach. Obiekt jest wprost fantastyczny, zaprojektowany i zbudowany z rozmachem. Gdyby nie to, że budowla jest nielegalna, nieukończona i pozostawiona w stanie surowym otwartym, śmiało by można stwierdzić, że jest to największa atrakcja na Kaszubach. A tak? Próżno szukać informacji o nim w przewodnikach. Nikt nie napisze, że to architektoniczna perełka, warta tego by ją zobaczyć na własne oczy. Jednak mimo to… zwiedzających nie brakuje. A przecież to listopad. Wchodzimy przez potężną bramę i od razu otwiera się wspaniały widok na bryłę zamku. To tylko zaostrza apetyt na więcej - by wejść do środka, pospacerować po wnętrzu. Piorunujące wrażenie robi zamkowa kaplica. W zamku dużo jest okien i schodów. Żadnych barierek, żadnych szyb. Jeden nieostrożny ruch i zwiedzanie może skończyć się źle.
Cicha noc
Z Łapalic wyjeżdżamy o szarówce. Wracamy do Kartuz. Oglądamy kościół z dachem w kształcie trumny i znajdujący się na jednej ze ścian zegar słoneczny z napisem „memento mori”. Robimy jeszcze małe zakupy i jedziemy szukać jakiejś pizzerii. Znajdujemy ją szybko – przy jednym z głównych skrzyżowań. Wnętrze jest przestronne, ludzi prawie nie ma. Obsługa bez żadnych problemów pozwala nam wnieść trochę ubłocone rowery do środka. Pizza jest pyszna. Siedzimy jeszcze chwilę nad mapami, a potem jedziemy (już po ciemku) na rynek. Kilka fotek i ruszamy w las szukać miejsca na rozbicie namiotu.
To cicha noc.
Nie słychać szumu drzew (nie wieje).
Nie słychać trzasku gałązek (gdzież te leśne zwierzęta?).
Nie słychać brzęczenia owadów (czy już zapadły w sen?).
Jest niewiarygodnie cicho.
Jest też kompletnie ciemno. To noc pełna chmur.
Mapa
Fotki: https://picasaweb.google.com/102656043294773462009...
Komentować mogą tylko znajomi. Zaloguj się · Zarejestruj się!