Z Dólska pod Świeciem (solo)
Niedziela, 29 czerwca 2014 Kategoria do 300, Kocia czytelnia
Km: | 253.97 | Km teren: | 0.00 | Czas: | km/h: | ||
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | °C | HRmax: | HRavg | ||
: | kcal | Podjazdy: | m | Sprzęt: Przełajówka | Aktywność: Jazda na rowerze |
W niedzielę odsypiam imprezę (śpię 4 godziny) – wstaję dla
odmiany o 6:00. Na śniadanie nie ma nawet herbaty. Do wyboru soczek lub
kranówa. Wybieram soczek. Dzięki temu, że śniadaniowych fajerwerków
zdecydowanie brak, dość szybko zbieram się w drogę. Dzień wg prognoz ma być
marny pogodowo – deszczowy i wietrzny. Będzie to odmiana po wczorajszej miłej
wycieczce, gdzie pogoda w sumie dopisała i mogłam, poza jazdą na rowerze,
pobawić się również w fotografa.
Na rezerwie
Pogoda bywa jednak litościwa – zaczyna się to wszystko delikatnie – od mżawki. Po zarwanej nocce jedzie mi się bardzo średnio, tymczasem mżawka przechodzi w regularny deszcz. W Borach Tucholskich, gdzieś pod wiatą turystyczną, robię pierwszą przerwę. Jem przedostatnią kanapkę. Batoniki też się kończą. Muszę zrobić zakupy. Cały odcinek prawie aż do Sępólna Krajeńskiego (to około 70km) mam z wiatrem bocznym i z przelotnymi opadami. Przed miastem przestaje padać i wychodzi nawet słońce. Za to wykręcam na południe i południowy wiatr wiejący mi centralnie w twarz pokazuje całą swoją moc. Kawę planowałam w Więcborku, ale jadę cieniutko. Zatem zarówno zakupy jak i picie kawy następuje już w Sępólnie. Wiadro kawy – 400ml stawia mnie na nogi. Jadę od teraz przyzwoicie.
Proszę, wróć!
Przed Więcborkiem mijam się z jakimś szosowcem. Gapi się na mnie aż za mocno. Uśmiecham się lekko, na co on obracając się wyjeżdża prawie na sam środek drogi. Przez jedną szaloną chwilę myślę, że może zawróci i pociągnie mnie trochę pod ten paskudny wiatr. No ale aż tak dobrze to nie ma ;). Tym razem w Więcborku świeci słońce. Bez deszczu miasteczko jest znacznie bardziej atrakcyjne. Mimo wiatru w twarz jakoś się jedzie, do czasu gdy coś wpada mi do oka. No to stop! Jestem akurat gdzieś między miejscowościami. Ręce mam brudne, lusterka brak. Oko jednak szczypie, boli i łzawi. Brudnymi rękami biorę się do roboty. Ale poza dodatkowym bólem nie zyskuję nic.
Gabinet zabiegowy
Najbliższa miejscowość to Dziegciarnia. Zauważam tu stary, zrujnowany kościół tuż przy drodze. Jak to możliwe, że nie widziałam go wczoraj? Drzwi są otwarte na oścież. Wchodzę do środka i delektuję się specyficznym klimatem. Kawałek dalej atakuję sklep. Potrzebuję umyć ręce i przy lusterku zająć się nieszczęsnym okiem. Sprzedawca wpuszcza mnie do swojego domu. Wywijam powiekę na wszystkie strony, podstawiam oko pod kran i udaje się. Jestem jeszcze załzawiona, ale mogę jechać dalej. Jeszcze tylko trochę dziur i docieram do DK10. Jest gorąco, świeci słońce. W takich warunkach Samostrzel wygląda jeszcze ładniej niż wczoraj.
Wieża do pilota
No ale dobra pogoda (w sensie brak deszczu, bo wieje cały czas) nie trwa wiecznie. Nad doliną Noteci wiszą już ciężkie, napompowane wodą chmury.
Wieża do pilota: „Strefa opadów jest szeroka, ale jak będzie mocno lać warto stanąć, bo intensywne są małe komórki jak rodzynki w cieście i ich nie wyjadaj”.
Pilot do wieży: „OK.”.
Deszczyk zaczyna się od razu po otrzymaniu komunikatu. Przecinam Noteć i robię tragicznie dziurawy odcinek do Ludwikowa. Pada i wieje niestety już do końca trasy (jakieś 100km). Wspaniałe wprost warunki do jazdy na rowerze: deszcz i wiatr w twarz. Cały ten syf swoje apogeum osiąga w Gołańczy. Ludzie w popłochu uciekają z ulic. Chowam się na chwilę w sklepie i ja. To pewnie jedna z tych małych komórek. Siedzę tu jednak długo i nie zmienia się nic, więc decyduję się jechać. No bo na co mam czekać? Na wieczór?
Każda udręka
To dobra decyzja, bo leje równo cały czas i nie poprawia się wcale. Świat tonie w szarości i nieustannym deszczu. Na sam koniec, na dobicie, dostaję jeszcze wstrętnie dziurawy odcinek w Tucznie. Masakra powoli dobiega końca. Od całej tej szarpaniny po dziurach, pod deszcz i wiatr czuję się nieźle skatowana (nie pamiętam kiedy ostatnio dostałam aż taki wycisk [fizyczny – chodzi o boleść fizyczną], to musiało być bardzo dawno temu). Nadgarstki aż rwą z bólu, w udach mam ogień i chodzenie sprawia mi pewien problem. Jednak każda udręka kiedyś się kończy :).
mapka:http://www.gpsies.com/map.do?fileId=wbclncsoqdxetc...
fotki: https://picasaweb.google.com/10265604329477346200...
Na rezerwie
Pogoda bywa jednak litościwa – zaczyna się to wszystko delikatnie – od mżawki. Po zarwanej nocce jedzie mi się bardzo średnio, tymczasem mżawka przechodzi w regularny deszcz. W Borach Tucholskich, gdzieś pod wiatą turystyczną, robię pierwszą przerwę. Jem przedostatnią kanapkę. Batoniki też się kończą. Muszę zrobić zakupy. Cały odcinek prawie aż do Sępólna Krajeńskiego (to około 70km) mam z wiatrem bocznym i z przelotnymi opadami. Przed miastem przestaje padać i wychodzi nawet słońce. Za to wykręcam na południe i południowy wiatr wiejący mi centralnie w twarz pokazuje całą swoją moc. Kawę planowałam w Więcborku, ale jadę cieniutko. Zatem zarówno zakupy jak i picie kawy następuje już w Sępólnie. Wiadro kawy – 400ml stawia mnie na nogi. Jadę od teraz przyzwoicie.
Proszę, wróć!
Przed Więcborkiem mijam się z jakimś szosowcem. Gapi się na mnie aż za mocno. Uśmiecham się lekko, na co on obracając się wyjeżdża prawie na sam środek drogi. Przez jedną szaloną chwilę myślę, że może zawróci i pociągnie mnie trochę pod ten paskudny wiatr. No ale aż tak dobrze to nie ma ;). Tym razem w Więcborku świeci słońce. Bez deszczu miasteczko jest znacznie bardziej atrakcyjne. Mimo wiatru w twarz jakoś się jedzie, do czasu gdy coś wpada mi do oka. No to stop! Jestem akurat gdzieś między miejscowościami. Ręce mam brudne, lusterka brak. Oko jednak szczypie, boli i łzawi. Brudnymi rękami biorę się do roboty. Ale poza dodatkowym bólem nie zyskuję nic.
Gabinet zabiegowy
Najbliższa miejscowość to Dziegciarnia. Zauważam tu stary, zrujnowany kościół tuż przy drodze. Jak to możliwe, że nie widziałam go wczoraj? Drzwi są otwarte na oścież. Wchodzę do środka i delektuję się specyficznym klimatem. Kawałek dalej atakuję sklep. Potrzebuję umyć ręce i przy lusterku zająć się nieszczęsnym okiem. Sprzedawca wpuszcza mnie do swojego domu. Wywijam powiekę na wszystkie strony, podstawiam oko pod kran i udaje się. Jestem jeszcze załzawiona, ale mogę jechać dalej. Jeszcze tylko trochę dziur i docieram do DK10. Jest gorąco, świeci słońce. W takich warunkach Samostrzel wygląda jeszcze ładniej niż wczoraj.
Wieża do pilota
No ale dobra pogoda (w sensie brak deszczu, bo wieje cały czas) nie trwa wiecznie. Nad doliną Noteci wiszą już ciężkie, napompowane wodą chmury.
Wieża do pilota: „Strefa opadów jest szeroka, ale jak będzie mocno lać warto stanąć, bo intensywne są małe komórki jak rodzynki w cieście i ich nie wyjadaj”.
Pilot do wieży: „OK.”.
Deszczyk zaczyna się od razu po otrzymaniu komunikatu. Przecinam Noteć i robię tragicznie dziurawy odcinek do Ludwikowa. Pada i wieje niestety już do końca trasy (jakieś 100km). Wspaniałe wprost warunki do jazdy na rowerze: deszcz i wiatr w twarz. Cały ten syf swoje apogeum osiąga w Gołańczy. Ludzie w popłochu uciekają z ulic. Chowam się na chwilę w sklepie i ja. To pewnie jedna z tych małych komórek. Siedzę tu jednak długo i nie zmienia się nic, więc decyduję się jechać. No bo na co mam czekać? Na wieczór?
Każda udręka
To dobra decyzja, bo leje równo cały czas i nie poprawia się wcale. Świat tonie w szarości i nieustannym deszczu. Na sam koniec, na dobicie, dostaję jeszcze wstrętnie dziurawy odcinek w Tucznie. Masakra powoli dobiega końca. Od całej tej szarpaniny po dziurach, pod deszcz i wiatr czuję się nieźle skatowana (nie pamiętam kiedy ostatnio dostałam aż taki wycisk [fizyczny – chodzi o boleść fizyczną], to musiało być bardzo dawno temu). Nadgarstki aż rwą z bólu, w udach mam ogień i chodzenie sprawia mi pewien problem. Jednak każda udręka kiedyś się kończy :).
mapka:http://www.gpsies.com/map.do?fileId=wbclncsoqdxetc...
fotki: https://picasaweb.google.com/10265604329477346200...
komentarze
Ja chciałem taki na "klacie" , niezmywalnym flamastrem ! :-)
Jurek57 - 21:00 środa, 2 lipca 2014 | linkuj
Nie no masakra !!! Wbiłabym się w jakiś pociąg, żeby tylko nie jechać tyle km w deszczu, Podziwiam :)
starszapani - 20:24 środa, 2 lipca 2014 | linkuj
Ładne trasy, 500km w weekend w taką pogodę - to nie byle co! Fajne krajobrazy, sporo takiej Polski B, z dala od głównych tras, klimaty typowe dla zaliczania gmin ;)
wilk - 12:44 wtorek, 1 lipca 2014 | linkuj
Komentować mogą tylko zalogowani. Zaloguj się · Zarejestruj się!