Z Wilkiem do Pragi / 1
Piątek, 13 czerwca 2014 Kategoria do 350, Kocia czytelnia
Km: | 329.24 | Km teren: | 0.00 | Czas: | km/h: | ||
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | °C | HRmax: | HRavg | ||
: | kcal | Podjazdy: | 979m | Sprzęt: Przełajówka | Aktywność: Jazda na rowerze |
Wyjazd do Pragi zaczynam w piątek o drugiej nad ranem. To
wtedy ze snu wyrywa mnie budzik. Rower stoi obok łóżka, gotowy do drogi.
Pozostaje pospiesznie zjeść śniadanie i wyjść z domu. Herbata, kanapka, gazeta.
Skromnie. Gdy ruszam, jest jeszcze ciemno, gdy docieram na poznański Górczyn - jasnawo. Wilk już na mnie czeka. Witamy się i rozpoczynamy na dobre naszą
czterodniową wycieczkę do Pragi. Do Pragi z Poznania można dojechać na raz.
Wybieramy jednak trasę dłuższą, z trzema międzylądowaniami przed osiągnięciem
celu i przejazdem przez trzy kraje: Polskę, Niemcy i Czechy.
Powtórka
Droga pod granicę niemiecką prawie w całości pokrywa się z drogą, którą pokonaliśmy już wcześniej jadąc do Berlina. Jest praktycznie zupełnie płasko. Wtedy było z wiatrem, tym razem (wg prognoz) wiatr ma przeszkadzać. Tymczasem rankiem jest cisza. Delektujemy się nią, dopóki możemy. Krótko po starcie Michał wyłapuje, że moja tylna przerzutka źle chodzi. Wsiada na mój rower i robi testową rundkę regulacyjną. Pierwszy dłuższy postój mamy około setnego kilometra na stacji paliw w Zbąszyniu. Piję tu kawę, jemy coś i ruszamy.
Pierwszy w rankingu
Przednio-boczny wiatr powoli zaczyna się rozkręcać i wszystko wskazuje na to, że prognozy jednak się sprawdzą. Michał jedzie jako pierwszy, ja chowam się za nim. Daję mu ze dwie, może trzy krótkie zmiany, bo aż mi głupio, że tak cały czas się wiozę. Zatrzymanie na fotkę robimy pod monumentalną figurą Jezusa w Świebodzinie, która zgodnie z „Rankingiem Jezusów” jest najwyższym pomnikiem przedstawiającym Zbawiciela. Robimy zdjęcie i Chrystus zdaje się nam błogosławić... ale czy na pewno?... Zastanawiam się nad tym patrząc na niebo pełne chmur, z których właśnie zaczyna padać deszcz... Od tej pory praktycznie aż do końca dnia pogoda jest przekrotna.
Cywil
Następny postój wypada w Krośnie Odrzańskim. Wpadamy do sklepu Netto zrobić ostatnie zakupy po polskiej stronie. Kiedy się tu kręcimy zagaduje mnie jakiś facet. Pyta, czy może znowu jadę do Berlina. Przez chwilę zastanawiam się skąd się znamy. Olśnienie przychodzi szybko – to policjant, którego spotkaliśmy w tym właśnie miejscu na trasie do Berlina. Dziś jest w cywilu (i za chwilę też idzie na rower). Śmiejemy się z tego niespodziewanego spotkania. Co za zrządzenie losu! Kolejne kilometry pokonujemy głównie lasami. Jesteśmy więc osłonięci od wiatru.
Głodny jak wilk
W Gubinku mam ochotę na kawę. Jazda (przez wiatr i poprawianie bagażu, który raz po raz się luzuje) nie idzie jednak tak szybko jak powinna, więc zamiast kawy jest cola. Zaczyna mocniej padać. Ubieram więc kurtkę deszczową i wtedy deszcz prawie ustaje. No i tak ganiamy się z tymi przelotnymi deszczykami. Pogoda by mogła być lepsza, ale również i gorsza, więc nie ma co specjalnie marudzić. W końcówce dnia zaczynają się pagórki. Krajobraz wyraźnie zmienia się i widać, że płasko nie będzie. Pierwsze wzniesienia, którymi kończymy dzień są zapowiedzią tego co będzie dalej. Gdy rozbijamy namioty Michał oświadcza, że jest godny jak wilk. A skoro Wilk gada takie rzeczy, to małe drapieżniki (jak np. koty) muszą się mieć na baczności ;). Ponad trzystukilometrowy przelot udało się wykonać zgodnie z założonym wcześniej planem. Zasypiam zadowolona z tego dnia. Ja, mistrzyni długiej prostej :).
Zdjęcia:
https://picasaweb.google.com/102656043294773462009...
Pierwszy dzień wg Wilka: http://wilk.bikestats.pl/1167583,Czechy-z-Kotem-1.html
Powtórka
Droga pod granicę niemiecką prawie w całości pokrywa się z drogą, którą pokonaliśmy już wcześniej jadąc do Berlina. Jest praktycznie zupełnie płasko. Wtedy było z wiatrem, tym razem (wg prognoz) wiatr ma przeszkadzać. Tymczasem rankiem jest cisza. Delektujemy się nią, dopóki możemy. Krótko po starcie Michał wyłapuje, że moja tylna przerzutka źle chodzi. Wsiada na mój rower i robi testową rundkę regulacyjną. Pierwszy dłuższy postój mamy około setnego kilometra na stacji paliw w Zbąszyniu. Piję tu kawę, jemy coś i ruszamy.
Pierwszy w rankingu
Przednio-boczny wiatr powoli zaczyna się rozkręcać i wszystko wskazuje na to, że prognozy jednak się sprawdzą. Michał jedzie jako pierwszy, ja chowam się za nim. Daję mu ze dwie, może trzy krótkie zmiany, bo aż mi głupio, że tak cały czas się wiozę. Zatrzymanie na fotkę robimy pod monumentalną figurą Jezusa w Świebodzinie, która zgodnie z „Rankingiem Jezusów” jest najwyższym pomnikiem przedstawiającym Zbawiciela. Robimy zdjęcie i Chrystus zdaje się nam błogosławić... ale czy na pewno?... Zastanawiam się nad tym patrząc na niebo pełne chmur, z których właśnie zaczyna padać deszcz... Od tej pory praktycznie aż do końca dnia pogoda jest przekrotna.
Cywil
Następny postój wypada w Krośnie Odrzańskim. Wpadamy do sklepu Netto zrobić ostatnie zakupy po polskiej stronie. Kiedy się tu kręcimy zagaduje mnie jakiś facet. Pyta, czy może znowu jadę do Berlina. Przez chwilę zastanawiam się skąd się znamy. Olśnienie przychodzi szybko – to policjant, którego spotkaliśmy w tym właśnie miejscu na trasie do Berlina. Dziś jest w cywilu (i za chwilę też idzie na rower). Śmiejemy się z tego niespodziewanego spotkania. Co za zrządzenie losu! Kolejne kilometry pokonujemy głównie lasami. Jesteśmy więc osłonięci od wiatru.
Głodny jak wilk
W Gubinku mam ochotę na kawę. Jazda (przez wiatr i poprawianie bagażu, który raz po raz się luzuje) nie idzie jednak tak szybko jak powinna, więc zamiast kawy jest cola. Zaczyna mocniej padać. Ubieram więc kurtkę deszczową i wtedy deszcz prawie ustaje. No i tak ganiamy się z tymi przelotnymi deszczykami. Pogoda by mogła być lepsza, ale również i gorsza, więc nie ma co specjalnie marudzić. W końcówce dnia zaczynają się pagórki. Krajobraz wyraźnie zmienia się i widać, że płasko nie będzie. Pierwsze wzniesienia, którymi kończymy dzień są zapowiedzią tego co będzie dalej. Gdy rozbijamy namioty Michał oświadcza, że jest godny jak wilk. A skoro Wilk gada takie rzeczy, to małe drapieżniki (jak np. koty) muszą się mieć na baczności ;). Ponad trzystukilometrowy przelot udało się wykonać zgodnie z założonym wcześniej planem. Zasypiam zadowolona z tego dnia. Ja, mistrzyni długiej prostej :).
Zdjęcia:
https://picasaweb.google.com/102656043294773462009...
Pierwszy dzień wg Wilka: http://wilk.bikestats.pl/1167583,Czechy-z-Kotem-1.html
komentarze
Kot, jesteś niesamowita. Jeździsz i piszesz równie zabójczo :)
elizium - 10:09 piątek, 20 czerwca 2014 | linkuj
Czekałam z niecierpliwością na Twoją relację !!! :) I jest :))) Gratuluję już chyba setny raz :))) Jesteś niesamowita :))) Przepięknie pojechaliście :) Buziaki :)
starszapani - 21:06 czwartek, 19 czerwca 2014 | linkuj
Komentować mogą tylko znajomi. Zaloguj się · Zarejestruj się!