Gatto.Rosablog rowerowy

informacje

baton rowerowy bikestats.pl
Statystyki zbiorcze na stronę

Znajomi

wszyscy znajomi(99)
Kalendarz na stronę

wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy Kot.bikestats.pl

linki

Niemiecka majówka 1

Środa, 30 kwietnia 2014 Kategoria do 150, Kocia czytelnia, Majówka
Km: 107.86 Km teren: 0.00 Czas: km/h:
Pr. maks.: 0.00 Temperatura: °C HRmax: HRavg
: kcal Podjazdy: 328m Sprzęt: Hardtail Aktywność: Jazda na rowerze
Z Poznania wyjeżdżamy porannym pociągiem do nadgranicznego Kostrzyna. Niemiecką majówkę zaczynamy od picia kawy po polskiej stronie i papieskich kremówek. Kawa jest wyjątkowo podła. Plan majówkowy z grubsza wygląda w ten sposób, że szlakiem R1 dojedziemy do Berlina, a następnie zrobimy cały szlak śladem Muru Berlińskiego (Berliner Mauerweg), a potem uderzymy na Tropical Islands, skąd przejedziemy do Zgorzelca i koleją wrócimy do domu. Zapowiada się kilka dni przyjemnego rowerowania.

Po drugiej stronie
R1 po niemieckiej stronie to początkowo wąski asfalt biegnący wałem. Teren płaski jak stół, widoki za to całkiem ładne. Uroku dodaje piękna, słoneczna pogoda i intensywnie soczysta, wiosenna zieleń. Mijamy jedną czy dwie wiaty turystyczne. Można tu odpocząć i coś zjeść. Tylko sklepu brak. No ale nic nie szkodzi. Dopiero co ruszyliśmy. Nie potrzebujemy ani wiaty, ani sklepu.

Szlak prowadzi przez ładne tereny zieleni i nieduże miejscowości. W przeważającej większości nawierzchnia to asfalt, trafiają się jednak niedługie odcinki gruntowe, a nawet bruki. Te bruki mimo, że stare i nierówne, nie dają się we znaki, bo z boku (zabytkowego zapewne) traktu biegnie doklejony wąski pasek z równo ułożonej betonowej kostki. A jednak da się pogodzić to co zabytkowe z tym co funkcjonalne!


Do licha!
Tymczasem coraz bardziej zaczyna doskwierać brak sklepów i zwykłych małych lokali gastronomicznych. Na szlaku mijamy tylko nieliczne hotele i restauracje, a to zdecydowanie nie jest to czego szuka rowerowy turysta z sakwami. Początkowo nas to bawi, potem zaczyna wprawiać w lekki niepokój. Gdzie i co będziemy jeść oraz pić? Przecież, do licha, coś tu musi być! Chciałoby się ugotować makaron, ale nie mamy wody. Jesteśmy tak zmotywowani by coś znaleźć, że Krzychowi udaje się wypatrzyć mały kranik na budynku po drugiej stronie drogi. Widzi go mimo, że jest pod słońce. Mistrzostwo świata! Miły starszy pan pozwala nabrać wody.


Mizantrop
Obiad gotujemy nad jeziorem. Poza nami jest tu jeszcze wędkarz. Na nasz widok zagaduje Krzycha. Pyta jak długo tu będziemy. Do wody mamy jakieś 30 metrów, zatem czego się boi? Może myśli, że wejdziemy na mały pomost i zaczniemy po nim skakać? Albo, że posiedzimy do nocy, a skoro tylko się ściemni wyczarujemy gitary i będziemy śpiewali zakazane piosenki? Po obiedzie jedziemy jeszcze kawałek. Mijamy miejscowość, w której odbywa się duży festyn (jest orkiestra, a nawet wesołe miasteczko). Jest tu też market. Pierwszy od ponad 80 kilometrów! Mamy pecha – dotarliśmy 8 minut po jego zamknięciu. Z zakupów nici, a jutro święto.


Kwas

Gdy zaczyna robić się szaro, rozbijamy namiot na granicy pola i lasu. Już w dniu wycieczki z Wilkiem czułam, że chwyta mnie jakieś przeziębienie. Dziś też jestem niewyraźna. W namiocie wykonuję wszystkie zwykłe wieczorne czynności, potem wysyłam kilka smsów do rodziny i znajomych żartując, że jeśli dalej będzie tak kiepsko z jedzeniem, to chyba zacznę łowić myszy ;). Odwlekam jak mogę chwilę aplikacji lekarstwa. Jednak w końcu biorę się w garść i uszczęśliwiam się kroplami mającymi w składzie kwas solny.



Ciąg dalszy

komentarze
Na początku niemieckiego odcinka R1 była jedna, potem przez kilkadziesiąt km nic. Stacje pewnie i były, ale z dala od szlaku :) Jednak i tam lipa z jedzeniem - za 3 kanapki i 2 kawy zapłaciliśmy około 50 zł. Masakra! Wyszło to wszystko kosmicznie drogo.
Kot
- 19:12 środa, 7 maja 2014 | linkuj
No a przecież są jeszcze stacje benzynowe... chyba że te w pasie przygranicznym też poupadały. ;)
mors
- 19:05 środa, 7 maja 2014 | linkuj
starszapani - też byłam zaskoczona!

mors - po tym co widziałam - wcale się nie dziwię :)

eranis - my też mijaliśmy Imbisa - ale to jedzenie wydawało mi się tak dziwne, że wolałam nie ryzykować. No i wszystko takie strasznie drogie, że aż zęby bolały.
Kot
- 18:08 środa, 7 maja 2014 | linkuj
Wszyscy przygraniczni zaopatrują się w Polsce... :)
mors
- 22:09 wtorek, 6 maja 2014 | linkuj
Zaskoczyłaś mnie tym brakiem sklepów, kto by pomyślał, że w Niemczech będzie to problem ;)
starszapani
- 20:11 wtorek, 6 maja 2014 | linkuj
Komentować mogą tylko zalogowani. Zaloguj się · Zarejestruj się!

kategorie bloga

Moje rowery

Hardtail 78409 km
Przełajówka 51579 km
Terenówka 26133 km
Kolarzówka 51959 km

szukaj

archiwum