Gatto.Rosablog rowerowy

informacje

baton rowerowy bikestats.pl
Statystyki zbiorcze na stronę

Znajomi

wszyscy znajomi(99)
Kalendarz na stronę

wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy Kot.bikestats.pl

linki

Poznań - Berlin z Wilkiem

Poniedziałek, 28 kwietnia 2014 Kategoria do 400, Kot w wielkim mieście, Kocia czytelnia
Km: 376.37 Km teren: 0.00 Czas: km/h:
Pr. maks.: 0.00 Temperatura: °C HRmax: HRavg
: kcal Podjazdy: 1012m Sprzęt: Kolarzówka Aktywność: Jazda na rowerze
Jesteśmy umówieni na mniej więcej drugą w nocy. Śpię może z godzinę, a potem przez zupełnie puste miasto jadę rowerem po Wilka w umówione miejsce. Gdy docieram na stację widzę światełko roweru i wysokiego, ubranego na czarno chłopaka. Niewiele rozmawiamy. Wsiadamy na rowery i jedziemy do domu na obiad. Gdyby ktoś oglądał tę scenkę z boku, pewnie by pomyślał, że to nocna uczta szalonych bulimików. Kto normalny o tej porze je obiad i pije herbatę? Po Wilku w ogóle nie widać tego, że w nogach ma już ponad 300 km. No ale czego się można było spodziewać? To zwycięzca zeszłorocznego MRDP i jednocześnie podróżnik, który ma na swoim koncie wiele spektakularnych i ciężkich wypraw rowerowych. Płaska trzysetka z Warszawy do Poznania z pewnością nie była dla niego męcząca.

Ruszamy we trójkę w trasę tuż po drugiej w nocy. Jest 7-8 stopni. Nie pada, wiatru też jakoś nie czuć. Ulice są zupełnie puste. Jedzie się bardzo dobrze.

Tempo dyktuje Krzysztof. Jest szybko. Wilkowi to w ogóle nie przeszkadza, ja również czuję się dobrze. Jadę raz jako druga, raz jako trzecia. Jest ciemno. Słabo widzę w nocy. Wilk uprzejmie doświetla mi drogę. Na niebie nie widać gwiazd. W okolicach Niepruszewa Krzysztof, który dotąd cały czas prowadził daje mi znak ręką, bym go zmieniła. Robię to bez słowa. Staramy się jechać tak, by Wilk nie zaczął ziewać i nie uciekł znudzony naszym towarzystwem. Na odcinku między Nowym Tomyślem a Zbąszyniem niebo z czarnego robi się jakby jaśniejsze. Jeszcze trochę i zacznie dnieć. Zbąszyń to prawie setny (dla Wilka czterechsetny) kilometr trasy. Decydujemy się na krótki postój na stacji paliw. Pierwsza stacja i pudło. Nic tu nie ma. Podjeżdżamy więc na kolejną. Bierzemy kawę (my) i herbatę (Wilk). Jemy też kanapki.

Wyjście na zewnątrz jest niemiłym przeżyciem. W środku było ciepło, na zewnątrz jest dotkliwie zimno. Gdy wsiadamy na rowery okazuje się, że przegapiliśmy moment wschodu słońca. Trochę szkoda, ale nadal jest bardzo ładnie. Nie jest nam jednak długo dane zachwycać się porankiem, bo oto pojawiają się mgły. Na początku są czarujące. Jadę akurat jako trzecia. Wilk tuż przede mną. Widzę jak wyjmuje aparat i jadąc robi fotki. Delikatne mgliste dywany szybko przechodzą w jedną wielką mgłę. Nie widać prawie nic.

Okulary zachodzą mgłą i co chwilę muszę je przecierać. Włosy niepostrzeżenie robią się mokre. Wojewódzka droga nr 303 jest dość parszywa – wąska i nierówna. Na szczęście jest bardzo wcześnie i nie doświadczamy tu wielkiego ruchu. Jest pusto. Siedem kilometrów przed Świebodzinem, w Jeziorach, na niedługim odcinku nawierzchnia przechodzi w bardzo nierówny kamienny bruk. Jedziemy tu powoli, chłopaki trochę mi odskakują, zatrzymują się i równocześnie chwytają za aparaty. Zostaję dokładnie obfotografowana. Mogę przez chwilę się poczuć jak prawdziwa gwiazda!


W samym Świebodzinie zatrzymujemy się na chwilę przed monumentalną figurą Jezusa. Tę figurę było widać już z daleka. Z bliska jest po prostu gigantyczna. Ustawiamy się do serii zabawnych fotek z figurą w tle.



Dzień rozpoczyna się na dobre. Mgły poznikały i pokazało się słońce. Lekko pomagający wiatr sprawia, że jedzie się lekko. Ze Świebodzina odbijamy na południowy zachód w stronę Krosna Odrzańskiego. Przed miasteczkiem pokonujemy podjazd. Nie jest to nic strasznego, lecz od kilku kilometrów jedzie mi się średnio (to mój mniej więcej 170 kilometr). Nic nie mówię, ale na widok tego podjazdu czuję ścisk w żołądku. Jadę jako trzecia. Modlę się aby nie cisnęli tu trzydziestką. Szczęśliwie sami z siebie lekko zwalniają i udaje mi się utrzymać koło.

W Krośnie Odrzańskim wiemy już, że tempo mamy bardzo dobre. Kilometry uciekają bardzo szybko, dlatego nie wahamy się i robimy przerwę pod sklepem Netto. Oni wchodzą do środka, ja zostaję z rowerami i wtedy podchodzi do mnie młody policjant. Zaczyna rozmowę, pyta skąd jedziemy i dokąd zmierzamy. Nie jest aż tak mocno zdziwiony tym co mu opowiadam, pyta jedynie, czy ja też jadę z nimi z aż tak daleka. Mówię, że z „aż tak daleka” jedzie tylko kolega w czarnym stroju. Natomiast my jedziemy z dużo bliższego Poznania. Policjant trzyma w ręku czasopismo rowerowe i przyznaje, że sam też jest cyklistą. Wypytuję go dokładnie o czekającą nas za chwilę DK32 do Gubina. Mówi, że to świetna droga. Bez pobocza, ale za to szeroka, równa, płaska i nie aż tak ruchliwa jak DK29 do Słubic. Sam na niej robi z kolegami treningi. Cieszą mnie bardzo jego słowa, bo ta droga była zagadką dla całej naszej trójki. Nawet Wilk jej nie znał. Wszystko co powiedział mi policjant zgadza się idealnie. Coraz częściej wychodzę na zmiany. Chcę mieć swój udział w wilkowej sześćsetce.


Przed przekroczeniem granicy w Gubinie proszę chłopaków o przerwę na stacji. Czuję, że lekko boli mnie gardło. Potrzebuję się napić ciepłej herbaty. Wybieram cynamonową. Siedzimy tu chwilę na trawce, bo moja herbata jest zbyt gorąca by wypić ją szybko. Na granicy ustawiamy aparaty i robimy fotki.

Na moim liczniku 200 km, średnia przekracza 30 km/h. Jest pięknie. W Niemczech pojawiają się delikatne zmarszczki. Podjazdy te nie są bardzo wymagające i mimo, że raz po raz daję zmiany nie czuję żadnego zmęczenia. Robi się coraz cieplej. Wilk ma w nogach ponad 500km i cały czas wygląda świeżo. Odcinek z pagórkami jest wyjątkowo ładny. Każde z nas jedzie inaczej. Ja całą trasę w chwycie dolnym, Krzysztof górnym, Michał natomiast na lemondce.


Wiosenne Niemcy podobają nam się. Kwitnące drzewa rosnące przy drogach i żółcące się pola rzepaków dodają mijanym miejscom uroku. Drogi są prawie puste. Nie musimy się spieszyć. Następuje chwilowe zupełne rozluźnienie. Jedziemy spokojnie, rozmawiamy. Robimy też dłuższą przerwę nad jeziorem. Prawie plaża :).

Zastanawiamy się czy jechać do centrum Berlina. Ostatecznie nie decydujemy się, bo bilety powrotne mamy wykupione nie z centrum, a z lotniska. Poza tym przedzieranie się przez miasto tej wielkości by dostać się do centrum z pewnością nie byłoby przyjemne. Ostatnie 70 kilometrów przed Berlinem jest już praktycznie zupełnie płaskie.

Im bliżej celu jesteśmy, tym ruch robi się większy. Nasza jazda staje się też coraz bardziej chaotyczna. Raz jesteśmy na ulicy, raz na drodze rowerowej. Niemieckie drogi dla rowerów na szczęście na ogół są wyasfaltowane i można nimi całkiem wygodnie jechać. Często nie są też niwelowane i tam gdzie szosa jest płaska, ścieżka faluje zapewniając trochę interwałowej zabawy. Przejazd do lotniska skąd odjeżdża nasz autobus jest dość męczący. Ciągłe światła i skakanie to na ścieżkę, to na szosę. Po drodze robimy jeszcze zakupy na podróż. Na ostatniej prostej wszystkie bułki, które Krzysztof trzyma przy kierownicy rozsypują się na ulicę. Ulica jest pusta. Krzysztof zostawia na jej środku rower i zbiera te bułki.


Gdy podjeżdża autobus trochę się boimy, czy weźmie nas z rowerami. Początkowo pan jest średnio przyjemny i każe porozkręcać rowery i zapakować w folie (Wilk jest przygotowany i ma folie również dla nas). Robię gapowatą, bezradną minkę trzymając w ręce koło, które właśnie zdjęłam. Z udawanym przerażeniem patrzę na swoje trochę brudne ręce i polakierowane na czerwono paznokcie (specjalnie na tę okoliczność przygotowane). Pan od razu się reflektuje, rzuca się do mojego roweru i pyta jak może pomóc. Potem jest już tylko łatwiej i okazuje się, że nawet folia nie jest potrzebna :). Kiedy Michał i Krzysztof pakują rowery, pan rozmawia ze mną. Pyta skąd jedziemy. Gdy mówię, że przyjechałam tu rowerem z Poznania zupełnie mi nie wierzy. Pokazuję mu więc licznik. W autobusie zaczyna się najtrudniejsza część wycieczki. Jest ciepło. Daje mi się we znaki słabo przespana noc przed zawodami na orientację i jeszcze większy brak snu przed dzisiejszą jazdą. Gadam jednak z Michałem przez całą drogę i dzięki temu nie tylko nie zasypiam, ale też droga mija mi bardzo szybko. W Poznaniu wysiadamy z autobusu. Wilk pomaga nam z rowerami.

Czas: 13:18:19
Średnia: 28,2 km/h – wliczone jest chodzenie z rowerem przy stacjach paliw, sklepach, dojście w okolice jeziora oraz (częściowo) kręcenie się (piesze) w kółko na stacji końcowej Berlin Schönefeld
(średnia bez łażenia wg GPS 30,5 km/h).

Trasa:


komentarze
O, jest nawet piosenka o Kocie i Wilku, przypadkowo znalazłem...
https://www.youtube.com/watch?v=tPGsn5Z4GGo
nawet jest wątek rowerowy ;)
mors
- 19:24 poniedziałek, 28 lipca 2014 | linkuj
"...z Wilkiem" mówi samo za siebie :) Gratulacje dystansu i średniej. Dla mnie to nieosiągalny kosmos :P
Goofy601
- 09:46 środa, 7 maja 2014 | linkuj
Czytanie Twoich reportaży jest dużą przyjemnością. Barwny i plastyczny opis, ciekawe obserwacje, żywy język. Gratuluję umiejętności pisania i pokonywania takich dystansów rowerowych
yurek55
- 18:20 czwartek, 1 maja 2014 | linkuj
fajna wycieczka, zazdraszczam :)
dodoelk
- 13:38 środa, 30 kwietnia 2014 | linkuj
Po zaczytaniu się w opisie jeszcze raz serdecznie Wam gratuluję.
lea
- 09:07 środa, 30 kwietnia 2014 | linkuj
O kurcze, relacja godna wyczynu :)
elizium
- 08:32 środa, 30 kwietnia 2014 | linkuj
Gratulacje, fajna wycieczka i super relacja - jak zwykle z resztą :)
BeataS
- 06:50 środa, 30 kwietnia 2014 | linkuj
Gratulacje, fajna wycieczka i super relacja - jak zwykle z resztą :)
BeataS
- 06:39 środa, 30 kwietnia 2014 | linkuj
Gratulacje. Ta kostka w Jeziorach jest nieprzyjemna dla samochodów a co dopiero dla rowerów.
Waskii
- 06:23 środa, 30 kwietnia 2014 | linkuj
Wilk - to ja dziękuję za to, że nas zabrałeś na swoją trasę. Mam nadzieję na wspólne więcej :)
Kot
- 05:15 środa, 30 kwietnia 2014 | linkuj
Dzięki za wspólną trasę i do następnego razu ;)

Przez Gubin pojechaliśmy nie ze względu na gminy, tylko że to znacznie mniej ruchliwe drogi niż gdyby jechać na Słubice, a dzięki temu odcinek po Niemczech wypadł nam sporo ciekawszy niż gdy 2 lata temu jechałem do Berlina przez Frankfurt
wilk
- 23:16 wtorek, 29 kwietnia 2014 | linkuj
wow :D Pełen szacunek i gratulacje, piękny dystans i ta średnia!
piotrkol
- 21:28 wtorek, 29 kwietnia 2014 | linkuj
Ogromne gratulacje !!! Masakra :))) A Wilk wracał do Warszawy rowerem czy jak? :)
starszapani
- 20:47 wtorek, 29 kwietnia 2014 | linkuj
Super sprawa , gratulacje !
mimoza15
- 20:42 wtorek, 29 kwietnia 2014 | linkuj
Gdybym wiedział że jedziecie przez Buk wyszedłbym z herbatą ... :)
Czapki z głów !!!
Jurek57
- 19:53 wtorek, 29 kwietnia 2014 | linkuj
lea - oto jest więcej :)

rmk - nie wiem - to jest pytanie do Wilka :). On zaplanował całą trasę, ja tylko jechałam :)

eranis - przecież Ty niedługo zrobisz 500 :)
Kot
- 19:48 wtorek, 29 kwietnia 2014 | linkuj
Przepięknie, co za cyborgi! O-O

Mam nadzieję, że Wilk kiedyś "weźmie Was" także na MRDP. :)
mors
- 19:47 wtorek, 29 kwietnia 2014 | linkuj
Odbiliście na Gubin bo Wilk gminy zaliczał? :) Chodzi mi po głowie ten Berlin od dawna, może kiedyś się uda :)
rmk
- 15:37 wtorek, 29 kwietnia 2014 | linkuj
O żesz Wy!!! Wielkie gratulacje. Czekam na więcej :)
lea
- 11:07 wtorek, 29 kwietnia 2014 | linkuj
Komentować mogą tylko zalogowani. Zaloguj się · Zarejestruj się!

kategorie bloga

Moje rowery

Hardtail 78409 km
Przełajówka 51579 km
Terenówka 26133 km
Kolarzówka 51959 km

szukaj

archiwum