Złoto dla Zuchwałych
Sobota, 22 lutego 2014 Kategoria Kocia czytelnia
Km: | 95.38 | Km teren: | 0.00 | Czas: | km/h: | ||
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | °C | HRmax: | HRavg | ||
: | kcal | Podjazdy: | 517m | Sprzęt: Terenówka | Aktywność: Jazda na rowerze |
Sobotę zaczynamy w nocy, wstając
krótko po 3:40. Jemy śniadanie, pakujemy rowery do samochodu i jedziemy do
Lubostronia. Na miejscu parkuję przy szkole, jak się okazuje przy niewłaściwym
wejściu. Chcę przeparkować, przekręcam kluczyk w stacyjce i… nic. Niestety padł
rozrusznik. No to mamy problem. W szkole, która jest bazą zawodów spotykamy
znajomych: Turystę, Michała oraz Daniela i Stasieja. Będę bogata, bo dwaj
ostatni mnie nie rozpoznają. Stasiej patrzy na mnie i pyta: „zmieniłaś
fryzurę?” Nie. „No to może buty?” Tak. :-)). Odprawa jest szybka i treściwa.
Punkt o 8.00 ruszamy. Pierwsze metry i już wiem, że coś jest nie tak z tylnym
hamulcem tarczowym. Mocno trze, koło kręci się z lekkim oporem. Nie ma czasu na
zabawę w regulację, to zawody, więc jadę na takim. Zgodnie z planem zaczynamy
od zaliczania punktów położonych na południowy wschód od bazy. Na pierwszy
ogień idzie 24, potem 18 i 16. Do 16 wybieramy złą drogę i w rezultacie musimy
przedzierać się przez zaorane pole. Niestety orka jest głęboka, nie da się
jechać, trzeba pod górę pchać.
Mimo tego te trzy punkty zaliczamy w niespełna godzinę. Jest więc bardzo dobrze. Teraz długi przelot na punkt 19 i dalej na 23.
Wielkiego pnia na skarpie szukamy dłuższą chwilę. Łazimy po tej skarpie i nic. W międzyczasie sprawdzam tylne koło. Z hamulcem jest tragedia. Koło pchnięte ręką od razu się zatrzymuje. Wkurzam się, bo tracę przez jazdę z takim defektem mnóstwo sił. Ostatecznie odkręcamy zacisk i taśmą izolacyjną przyklejamy do ramy.
25 km to jednak wystarczająco dużo jak na jazdę z zaciśniętym hamulcem. Od teraz tylne koło toczy się leciutko, ale jadę tylko z hamulcem przednim. Siódemkę znajdujemy sprawnie, tak samo zresztą PK 1 zlokalizowany na szczycie. Z jedynki przelot na PK 4, który istotnych trudności nie przysparza. Trochę zabawy jest za to z PK 21, opisanym jako skrzyżowanie przecinek. W terenie okazuje się, że tam gdzie wg mapy powinna być przecinka jest kilkunastoletni, gęsty młodnik.Próbujemy z drugiej strony. Tym razem sukces jest mój, to ja znajduję wjazd na przecinkę. Dróżka idzie mocno pod górę, a na jednym z drzew wisi perforator. Kolejne większe szukanie to dojazd na PK 17. Ma to być szczyt. Trochę błądzimy i w rezultacie tracimy cenny czas czesząc nie ten szczyt co trzeba. Potem badamy właściwy szczyt, dołączają Stasiej i Turysta. Perforatory akurat na tych zawodach w kartach zawodnika nie robią dziurek, tylko wycinają zwierzątka, roślinki lub zabawne symbole. Gdy podchodzi jeden z chłopaków, mówię: „rogacz”. Oczywiście dotyczy to zwierzątka na tym PK :-). Za 17 robimy sobie mały skrót. Polega to na tym, że krosujemy paskudną górkę. Ponad 30 % w górę, potem tak samo w dół. Rzeźnicko. Z ulgą wyjeżdżamy na utwardzoną drogę i lecimy na PK 2. Po drodze zatrzymujemy się na zjeździe z szosy w teren. Spotykamy tu Michała, który jedzie z koleżanką. Oni skręcają w tę ścieżkę, my po chwili namysłu zawracamy i jedziemy dróżką przy rowie. To dobry wybór, bo na PK 2 jesteśmy przed Michałem i gdy wydostajemy się z krzaków, oni dopiero nadjeżdżają. Perforator wycina żabę. PK 9 zdobywamy bez przygód. PK 15 jest za to najładniejszym punktem. Docieramy tam objeżdżając gospodarstwo rolne i wspinając się na wzgórze z nieuprzątniętym jeszcze kukurydzianym ścierniskiem. Funkcję ścieżki pełni ślad po przejeździe ciągnika.
Z górki pięknie widać okolicę. Robi się jeszcze wspanialej, gdy do lotu podrywają się tysiące ptaków. Widok niezapomniany.
PK 12 to szczyt górki. Spory odcinek przebywamy szosą, spotykamy jednego z piechurów. Szosa idzie pod górę, wjeżdżamy w teren i niedługo znajdujemy PK. Czas się powoli kurczy. Zmierzamy zatem w okolicę bazy. Dojazd na PK 11 jest banalnie łatwy, aż miło. PK 10 – początek strumienia. Perforator wywieszony jest na drzewku. Aby perforować kartę trzeba wejść w zasysające błotko i uważać, by nie zostawić w nim butów. PK 14 jest bardzo malowniczo położony na wąskim przepuście.
Tu niestety perforator nie działa, ale jest niebieski pisak. Bazgrzemy nim zatem po karcie. Czasu ubywa, ale jesteśmy blisko mety. Jedziemy na PK 6. Droga, którą wybieramy to dramat. Wąski wąwóz pełen gałęzi i liści. Paskudna, nieprzejezdna rynna. Czy my zdążymy na metę?! Robi się niewesoło. Z wąwozu wyłazimy na pole. Krzychu uspokaja, że zaraz będzie ścieżka w prawo. Niestety jest ona zaorana. To pech! Odbijamy w następną. Gnamy co sił w nogach. Kurczący się czas, pośpiech i nerwy sprawiają, że PK 6 nie odnajdujemy. Udaje się za to zaliczyć PK 5. Na metę docieramy kilka minut spóźnieni, ale ostatecznie zadowoleni. Po dużym i pysznym obiedzie bierzemy prysznic i pakujemy się do auta. Krzysztof w międzyczasie wraz z kilkoma chłopakami sprawdza czy auto odpali na pych. Udaje się. Teraz, tuż przed wyjazdem pozostaje znaleźć kogoś, kto podepchnie nam auto przed trasą do domu. „Masz kogoś?” pytam Krzycha. Ten patrzy na mnie ogłupiały i odpala: „tak, Ciebie”. A przecież nie o to chodziło, czy mnie zdradza, tylko czy ma chętnych do pchania auta :-)). Chętnych szukamy w biurze zawodów. Organizatorzy śmieją się i mówią, że nie my pierwsi mamy taką awarię, bo przed chwilą też ktoś szukał ludzi. Jednak my pierwsi, bo ci sami. Kilku chłopaków bierze się do roboty i wśród głośnego śmiechu i żartów zostajemy wypchnięci z Lubostronia. Spośród trzech startujących na trasie TR100 dziewczyn, ja zajmuję 2 lokatę.
Tętno średnie: 136 (wiem, mało, ale specjalnie nie jechałam ostro), maksymalne: 179.
Mimo tego te trzy punkty zaliczamy w niespełna godzinę. Jest więc bardzo dobrze. Teraz długi przelot na punkt 19 i dalej na 23.
Wielkiego pnia na skarpie szukamy dłuższą chwilę. Łazimy po tej skarpie i nic. W międzyczasie sprawdzam tylne koło. Z hamulcem jest tragedia. Koło pchnięte ręką od razu się zatrzymuje. Wkurzam się, bo tracę przez jazdę z takim defektem mnóstwo sił. Ostatecznie odkręcamy zacisk i taśmą izolacyjną przyklejamy do ramy.
25 km to jednak wystarczająco dużo jak na jazdę z zaciśniętym hamulcem. Od teraz tylne koło toczy się leciutko, ale jadę tylko z hamulcem przednim. Siódemkę znajdujemy sprawnie, tak samo zresztą PK 1 zlokalizowany na szczycie. Z jedynki przelot na PK 4, który istotnych trudności nie przysparza. Trochę zabawy jest za to z PK 21, opisanym jako skrzyżowanie przecinek. W terenie okazuje się, że tam gdzie wg mapy powinna być przecinka jest kilkunastoletni, gęsty młodnik.Próbujemy z drugiej strony. Tym razem sukces jest mój, to ja znajduję wjazd na przecinkę. Dróżka idzie mocno pod górę, a na jednym z drzew wisi perforator. Kolejne większe szukanie to dojazd na PK 17. Ma to być szczyt. Trochę błądzimy i w rezultacie tracimy cenny czas czesząc nie ten szczyt co trzeba. Potem badamy właściwy szczyt, dołączają Stasiej i Turysta. Perforatory akurat na tych zawodach w kartach zawodnika nie robią dziurek, tylko wycinają zwierzątka, roślinki lub zabawne symbole. Gdy podchodzi jeden z chłopaków, mówię: „rogacz”. Oczywiście dotyczy to zwierzątka na tym PK :-). Za 17 robimy sobie mały skrót. Polega to na tym, że krosujemy paskudną górkę. Ponad 30 % w górę, potem tak samo w dół. Rzeźnicko. Z ulgą wyjeżdżamy na utwardzoną drogę i lecimy na PK 2. Po drodze zatrzymujemy się na zjeździe z szosy w teren. Spotykamy tu Michała, który jedzie z koleżanką. Oni skręcają w tę ścieżkę, my po chwili namysłu zawracamy i jedziemy dróżką przy rowie. To dobry wybór, bo na PK 2 jesteśmy przed Michałem i gdy wydostajemy się z krzaków, oni dopiero nadjeżdżają. Perforator wycina żabę. PK 9 zdobywamy bez przygód. PK 15 jest za to najładniejszym punktem. Docieramy tam objeżdżając gospodarstwo rolne i wspinając się na wzgórze z nieuprzątniętym jeszcze kukurydzianym ścierniskiem. Funkcję ścieżki pełni ślad po przejeździe ciągnika.
Z górki pięknie widać okolicę. Robi się jeszcze wspanialej, gdy do lotu podrywają się tysiące ptaków. Widok niezapomniany.
PK 12 to szczyt górki. Spory odcinek przebywamy szosą, spotykamy jednego z piechurów. Szosa idzie pod górę, wjeżdżamy w teren i niedługo znajdujemy PK. Czas się powoli kurczy. Zmierzamy zatem w okolicę bazy. Dojazd na PK 11 jest banalnie łatwy, aż miło. PK 10 – początek strumienia. Perforator wywieszony jest na drzewku. Aby perforować kartę trzeba wejść w zasysające błotko i uważać, by nie zostawić w nim butów. PK 14 jest bardzo malowniczo położony na wąskim przepuście.
Tu niestety perforator nie działa, ale jest niebieski pisak. Bazgrzemy nim zatem po karcie. Czasu ubywa, ale jesteśmy blisko mety. Jedziemy na PK 6. Droga, którą wybieramy to dramat. Wąski wąwóz pełen gałęzi i liści. Paskudna, nieprzejezdna rynna. Czy my zdążymy na metę?! Robi się niewesoło. Z wąwozu wyłazimy na pole. Krzychu uspokaja, że zaraz będzie ścieżka w prawo. Niestety jest ona zaorana. To pech! Odbijamy w następną. Gnamy co sił w nogach. Kurczący się czas, pośpiech i nerwy sprawiają, że PK 6 nie odnajdujemy. Udaje się za to zaliczyć PK 5. Na metę docieramy kilka minut spóźnieni, ale ostatecznie zadowoleni. Po dużym i pysznym obiedzie bierzemy prysznic i pakujemy się do auta. Krzysztof w międzyczasie wraz z kilkoma chłopakami sprawdza czy auto odpali na pych. Udaje się. Teraz, tuż przed wyjazdem pozostaje znaleźć kogoś, kto podepchnie nam auto przed trasą do domu. „Masz kogoś?” pytam Krzycha. Ten patrzy na mnie ogłupiały i odpala: „tak, Ciebie”. A przecież nie o to chodziło, czy mnie zdradza, tylko czy ma chętnych do pchania auta :-)). Chętnych szukamy w biurze zawodów. Organizatorzy śmieją się i mówią, że nie my pierwsi mamy taką awarię, bo przed chwilą też ktoś szukał ludzi. Jednak my pierwsi, bo ci sami. Kilku chłopaków bierze się do roboty i wśród głośnego śmiechu i żartów zostajemy wypchnięci z Lubostronia. Spośród trzech startujących na trasie TR100 dziewczyn, ja zajmuję 2 lokatę.
Tętno średnie: 136 (wiem, mało, ale specjalnie nie jechałam ostro), maksymalne: 179.
komentarze
Gratulacje :) Tylko pozazdrościć mocy i fajnego wypadu.Tęskni mi się do jazdy góralem po leśnych ostępach ale nie mam z kim śmigać i rzadko się sama gdzieś zapuszczam.Zostaje więc stara dobra szosa.Pozdrawiam.
jagoda79 - 20:31 poniedziałek, 24 lutego 2014 | linkuj
Komentować mogą tylko znajomi. Zaloguj się · Zarejestruj się!