Gatto.Rosablog rowerowy

informacje

baton rowerowy bikestats.pl
Statystyki zbiorcze na stronę

Znajomi

wszyscy znajomi(99)
Kalendarz na stronę

wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy Kot.bikestats.pl

linki

Wpisy archiwalne w miesiącu

Czerwiec, 2021

Dystans całkowity:2138.12 km (w terenie 0.00 km; 0.00%)
Czas w ruchu:b.d.
Średnia prędkość:b.d.
Suma podjazdów:6888 m
Liczba aktywności:15
Średnio na aktywność:142.54 km
Więcej statystyk

Do Olsztyna

Niedziela, 6 czerwca 2021 Kategoria do 150, Kocia czytelnia
Km: 101.81 Km teren: 0.00 Czas: km/h:
Pr. maks.: 0.00 Temperatura: °C HRmax: HRavg
: kcal Podjazdy: m Sprzęt: Przełajówka Aktywność: Jazda na rowerze
Dziś pobudka o 3. Po to, by ze spokojem zjeść śniadanie, wypić kawę, dojechać do Białej Piskiej, pozwiedzać ją trochę i zdążyć na pociąg na 5 rano, który godzinę później jest w Świętajnie. Tym sprytnym sposobem przedostaję się sprawnie w rejony, w których mnie jeszcze nie było. Niemniej pobudka jest po prostu straszna. Bardzo nie chce mi się wstawać. I tylko zapowiedź kolejnego dnia na rowerze sprawia, że jednak wyłażę ze śpiwora i rozpoczynam ten dzień o godzinie, o której większość ludzi jeszcze mocno śpi.



Biała Piska wcześnie rano jest zupełnie pusta i przyjemna. Nie mam pojęcia jak tu jest w środku dnia. Ale rano – miło.



Do pociągu na jednej z kolejnych stacji wsiada sakwiarz. Jedzie do Szczytna. To jedna stacja dalej niż ja. Ze Świętajna lasami jadę do Szczytna. Mijam słynną szkołę policyjną, spędzam trochę czasu oglądając ruiny zamku.





Za Szczytnem Jedwabno. Nie siedzę tu zbyt długo.



Teren zrobił się pagórkowaty, mam dziś też trochę jazdy krajówkami. Na szczęście to niedzielny poranek i ruch jest niewielki.



W Olsztynie, skąd wracam pociągiem do domu, mam sporo czasu. Jest tu dość tłumnie.





Tradycyjnie w takich warunkach nie bardzo się odnajduję. Wszystkie ogródki restauracyjne pełne. Trudno się wbić, mając w dodatku rower. Daję sobie więc spokój i zamiast normalnego obiadu, zjadam lody. Przypomina mi to inne zakończenie jednej z moich tras. Było to w Krakowie. Stamtąd też wyjechałam głodna.



Pomiędzy burzami

Sobota, 5 czerwca 2021 Kategoria do 250, Kocia czytelnia
Km: 222.74 Km teren: 0.00 Czas: km/h:
Pr. maks.: 0.00 Temperatura: °C HRmax: HRavg
: kcal Podjazdy: 785m Sprzęt: Przełajówka Aktywność: Jazda na rowerze
Ta droga nigdy nie zasypia. Cały dzień i całą noc ktoś się spieszy, pędzi, goni, szumią samochody. Jest w tym monotonnym szumie spokój, ale jest i nerwowość. Mój namiot stoi w lesie, blisko trasy S8. Zabawne jest to uczucie, gdy się jest tak blisko, a jednocześnie tak daleko. Wszystko słyszę. Na dziś zaplanowany mam kawał drogi do przejechania, ponad 200 km, trzeba więc sprawnie się zbierać z biwaku i ruszać na trasę.



Drogami technicznymi oraz starą DK8 jadę sobie równolegle do trasy S8. Raz wbijam się trochę źle i potem muszę przenosić rower przez wiadukt. Na szczęście są schodki. Jadąc w ten sposób, docieram do Zambrowa. Nie znajduję tu niczego ciekawego, więc nie spędzam tu zbyt wiele czasu.



Od S8 odklejam się na dobre dopiero po 65 km dzisiejszej trasy. Od tej chwili zaczynam jechać na północ i dość sprawnie docieram do Biebrzańskiego Parku Narodowego. Jest mocno ciepło, jest okołoburzowo, a w powietrzu aż roi się od much! Za to widoki są świetne.



Rozległe podmokłe łąki i lasy. Na tym odcinku spotykam wielu innych cyklistów. Jedni nawet wiozą w przyczepce pieska.



Dalej mam kilka kilometrów kamiennego bruku. Praktycznie w całości pieszo.



Na dojeździe do Goniądza (144 km trasy) dopada mnie burza, a w zasadzie jej skraj. Tracę tu mnóstwo czasu. Byłam przekonana, że w miasteczku znajdę co najmniej wiatę przystankową, pod którą będę mogła przeczekać pogorszenie pogody. Liczyłam nawet na jakąś kawiarnię lub restaurację. Tymczasem rzeczywistość to nie wyobrażenia. Żadnej wiaty nie znajduję. Restauracji też nie. Ani kawiarni.



Nieźle – nic tu nie ma. Jadę kawałek za miasto i znajduję wieżę widokową. Myślę sobie, że może tu się schowam. Ładuję się z rowerem i sakwami na górę, po czym stwierdzam, że strasznie tu wieje i o ochronie przed deszczem nie ma mowy. Schodzę więc. Znoszę rower i sakwy, tyle wysiłku i wszystko na nic. Wracam do Goniądza – na litość boską, coś tu musi być! No i jest. Bar przy plaży. Zajeżdżam i po chwili uciekam. Na cały głos leci tu disco polo wyjątkowo niskich lotów. Nie potrafię tego wytrzymać, to już lepiej zmoknąć. Kiedy opuszczam to miejsce, zaczepia mnie podpity facet w średnim wieku. Mówi, że też jeździ na rowerze. Wierzę mu. Prawie wszyscy ludzie od czasu do czasu to robią. Naraz wyciąga telefon i pokazuje mi rybę którą ostatnio złowił. Jest to sum wielki jak dorosły człowiek. Nie mogę uwierzyć w absurdalność tej sytuacji: nade mną wisi burza, nad rzeką wrzeszczy disco polo, a u mojego boku stoi facet śmierdzący piwem, który pokazuje mi rybę!

Nie mam pojęcia, ile czasu mogłam spędzić w Goniądzu plącząc się bez sensu. Ale z pewnością zbyt dużo. Ruszam totalnie zmęczona miastem. Kilka kilometrów dalej stroi sobie samotna wiata. Nareszcie!



Wiele kilometrów później jest Grajewo. Miasto niezbyt duże, niezbyt urokliwe i zbyt hałaśliwe. Nie udaje mi się znaleźć tu żadnego rynku, poprzestaję zatem na wizycie w sklepie i już jadę dalej.
A dalsza droga wiedzie mnie do końca tego dnia.



I wiedzie do niego szutrem, robotami drogowymi i szczekającymi psami. Jestem tu sama i gdy widzę kolejny gruntowy odcinek, z rozpaczą mówię do siebie: jak tak dalej to będzie wyglądać, to nie dojadę nigdy! Chwilę potem już się śmieję. Z tego dramatyzmu w głosie. Ostatecznie przecież, to tylko zabawa.



Noc spędzam w konwaliowym lesie, tuż pod Białą Piską.



Throwback

Piątek, 4 czerwca 2021 Kategoria do 200, Kocia czytelnia
Km: 177.58 Km teren: 0.00 Czas: km/h:
Pr. maks.: 0.00 Temperatura: °C HRmax: HRavg
: kcal Podjazdy: 578m Sprzęt: Przełajówka Aktywność: Jazda na rowerze
Od samego rana towarzyszy mi bardzo dobra pogoda. Jest słonecznie, niebo błękitne, ciepło – ale na szczęście nie upalnie.
Pierwsze kilkadziesiąt kilometrów, to jazda przez same wioski. Łagodne, sielskie krajobrazy.





Od czasu do czasu klimatyczne, stare kościółki.



Trafia się jeden dłuższy odcinek gruntowy, który przemierzam częściowo pieszo, a częściowo rowerem. Kilka kilometrów takiej drogi. W jednym z wiejskich sklepików kupuję czereśnie. Moje ulubione owoce.



Pierwszym i w zasadzie jedynym dziś miastem jest Ostrów Mazowiecka. Wyjątkowo dziwne miejsce. Koncentruje się tu cały ruch. Tak jakby wszystkie samochody miały się zjechać właśnie w Ostrowii. Można tu zrobić całkiem miłe dla oka zdjęcie, które zasugeruje, że to przyjemne miasto. Jednak aby taki kadr uchwycić, trzeba trafić na przerwę w nieomal nieprzerwanie płynącym strumieniu samochodów.



Hałas i ciepło. Jest jakoś tak…. drażniąco.



W końcówce dnia na niebie zaczynają się pojawiać dziwne chmury. Tak, jakby zbierało się na burzę. Jednak mimo to, nic się nie dzieje. Jest spokojnie.



Czas upływa i wieczór jest o krok. Tymczasem ogarnia mnie zupełnie beztroski nastrój. Siadam na przystanku autobusowym, blisko starego młyna wodnego. Macham w powietrzu nogami i zjadam resztkę czereśni. W gospodarstwie po drugiej stronie drogi bawią się dzieci. Przez chwilę sama czuję się, jakbym wróciła do dzieciństwa. W powietrzu unosi się zapach lata.






Płock - Pułtusk

Czwartek, 3 czerwca 2021 Kategoria do 250, Kocia czytelnia
Km: 210.70 Km teren: 0.00 Czas: km/h:
Pr. maks.: 0.00 Temperatura: °C HRmax: HRavg
: kcal Podjazdy: 603m Sprzęt: Przełajówka Aktywność: Jazda na rowerze
Zaczynam jazdę wcześnie rano. Dziś święto, Boże Ciało. Jadąc przez kolejne miejscowości, mogę oglądać przygotowania do procesji oraz przystrajanie ołtarzy. Pierwszym miasteczkiem, które dziś odwiedzam, jest Płońsk.



Jednak dopiero w Nowym Mieście, do którego docieram o 13, spotykam idącą procesję.

Dzień robi się ciepły. Do Serocka dojeżdżam już nieco zmęczona tym ciepłem. Rynek mógłby być przyjemny, gdyby nie to, że wyłożony starymi kamieniami główny plac, ktoś z włodarzy zdecydował się zamienić w jeden wielki parking. Trudno jest zrobić dobre, ciekawe i ładne zdjęcie w sercu Serocka. Szkoda.



Podobnie sytuacja wygląda w Płutusku, choć tu jest nawet gorzej, bo w dodatku jest ogromny ruch! Zbiegają się tu drogi wojewódzkie oraz przelatuje przez samo centrum droga krajowa nr 61. To niszczy cały urok miasteczka. Znowu szkoda.



A przecież tu by mogło być zupełnie inaczej. Strefa wypoczynku jest zredukowana do ładnego, ale bardzo małego skweru, na szczęście kawałek dalej jest park i robiący wrażenie zamek.





W Pułtusku spędzam trochę czasu. Nigdzie już dziś nie muszę się spieszyć. Nocleg zaplanowałam kawałek za miastem, w pobliskim lesie. Przekraczam most na Narwi, przejeżdżam jeszcze ze 3 km i jestem na miejscu.





Płock

Środa, 2 czerwca 2021 Kategoria do 50, Kocia czytelnia
Km: 13.45 Km teren: 0.00 Czas: km/h:
Pr. maks.: 0.00 Temperatura: °C HRmax: HRavg
: kcal Podjazdy: 36m Sprzęt: Przełajówka Aktywność: Jazda na rowerze
Krótki, intensywny czas. Od rana do wieczora. Całe dnie w drodze. Wstążka asfaltu nawijana na koła mojego roweru, widoki, obrazki, kadry. Upływający czas.

Środowy wieczór spędzam na podróży koleją do Płocka. To nie aż tak daleko, ale połączenie jest mało ciekawe. Dość dużo czasu spędzam na przesiadce w Kutnie. Jadę do centrum miasteczka. Stara część wygląda znajomo, ale dobiegły mnie informacje, że znaczna część centrum została zabetonowana. Muszę to zobaczyć i na własne oczy przekonać się, jak to wygląda. Jest pogodny, wiosenny wieczór. Jest też beton. Ponoć wcześniej rosły tu drzewa. Nie pamiętam tego obrazu, w pamięci siedzi za to plac budowy. Kiedy byłam tu ostatnio, wszystko było rozkopane. Co dziwne, beton się przyjął. Na betonie tętni życie. Młodzież i dzieciaki jeżdżą na rowerach i hulajnogach, chodzą grupkami, dorośli siedzą w kawiarni. W letnie popołudnie z pewnością jednak będzie tu straszna spiekota…





Pociąg z Kutna do Płocka, to stary skład TLK. Nie lubię. Ciasne przedzialiki, brak miejsc na rowery i konieczność upychania ich w korytarzu ostatniego wagonu. No ale jestem tu. Pociąg jest prawie pusty, jest już praktycznie ciemno. Cicho, ciemno, ciepło.
W Płocku jadę na chwilę do centrum. Chyba kiedyś tu byłam, ale jakoś nie mam wspomnień. Jadę zatem po wspomnienia.





Noc w Płocku. Jak i gdzie, skoro tu same pola? Namiot rozbijam w wysokich trawach, na węźle drogowym. Jest już po 23.00, więc może być. Zwinąć się stąd będzie trzeba skoro świt, a noc czerwcowa taka krótka!


kategorie bloga

Moje rowery

Hardtail 78409 km
Przełajówka 51579 km
Terenówka 26133 km
Kolarzówka 51959 km

szukaj

archiwum